czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 17

Weszłam oburzona do pracowni. Co za dupek! Uch! Miałam ochotę czymś cisnąć o ścianę, ale wiedziałam, że jakiekolwiek składniki do eliksiru są zbyt cenne, by je marnotrawić, więc poprzestałam na wściekłym walnięciu pięścią w ścianę.

Czy on naprawdę uważał, że kreuję się na skrzywdzoną? Nie mogłam pojąć, dlaczego to powiedział. W końcu, gdyby tak było, po prostu siedziałabym zapłakana na łóżku i wycierała czerwone od łez oczy.

Weź się w garść, Granger! – powiedziałam do siebie w myślach. Nie warto! Naprawdę nie warto wściekać  się przez kogoś takiego, jak ta arystokratyczna imitacja mężczyzny! Może miała mu jeszcze dziękować za to, że zabrano ją z dala od bliskich i to na dodatek pod dach jej największego wroga? No dobra, może nie największego, bo ten przebrzydły jaszczur Voldemort w tej kwestii  bił go na głowę, aczkolwiek na pewno nie wymarzyła sobie, by służyć jako magomedyk w Malfoy Manor.

Podeszłam niechętnie do  blatu stołu, by zabrać się za przygotowywanie niezbędnych eliksirów.  Skład mikstury miałam już od dawna w głowię, więc nie musiałam sięgać po książkę, by sprawdzić, co jest potrzebne. Zapaliłam ogień, nad którym zawiesiłam kociołek ( chociaż biorąc pod uwagę jego wielkość, mogłabym śmiało nazwać go kotłem), po czym podeszłam do regału, na którym stało mnóstwo różnych składników i zabrałam te, które były mi potrzebne. Westchnęłam cicho. Nie miałam pojęcia, jak zdołam zrobić te wszystkie eliksiry, skoro każdemu trzeba poświęcić kilka godzin pracy, ciągle go doglądać, praktycznie nie wychodzić z pokoju.



***


Dopijałem właśnie trzecią szklankę Ognistej. Nie potrafiłem inaczej uspokoić nerwów. Nic nie działało na mnie tak kojąco, jak alkohol.  Moje myśli krążyły wokół brunetki, która już pewnie krzątała się po pracowni. Wiedziałem, że i tak będę musiał tam iść. Nie byłem przecież idiotą,  miałem doskonałe pojęcie, ile czasu i pracy wymaga przyrządzenie tego eliksiru.  Była Gryfonka nie dałaby sobie rady sama. Konfrontacja była więc nieunikniona.

Żeby jednak od razu nie rzucić się rekinowi na pożarcie, postanowiłem odwiedzić moją matkę.

Kiedy wszedłem do jej pokoju, siedziała spokojnie na fotelu, w rękach trzymając swoją różdżkę. Uśmiechnęła się lekko, kiedy mnie zobaczyła. Wstała i podeszła do mnie, po czym mnie przytuliła. Odwzajemniłem jej uścisk.
Kiedy mnie puściła usiadłem na krańcu łóżka, a ona powróciła na swoje dawne miejsce.
-Pokłóciłeś się z Hermioną? – zapytała znienacka. Zdziwiłem się. Skąd niby to wiedziała? Czyżby dziewczyna odwiedziła moją rodzicielkę przede mną?
-Skąd wiesz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Słyszałam trzaśnięcie drzwi. – powiedziała spokojnie. Dziwne.
-Przecież rzuciłem zaklęcie wyciszające dawno temu. – stwierdziłem, drapiąc się po głowie. Matka pomachała swoją różdżką.
-Chyba się trochę zapomniałeś, synku. – odrzekła, po czym dodała – O co poszło?
Poczułem się lekko zakłopotany jej ciekawością.
-Nie musisz chyba wiedzieć takich rzeczy, prawda? – starałem się odejść od tematu – Lepiej powiedz, jak się czujesz.
Wywróciła oczami.
-Dobrze wiesz, jak się czuję, Draco. Gadaj natychmiast o co się pokłóciliście. Któż inny zrozumie cię lepiej niż własna matka? – widząc moje niezdecydowanie, rzekła – Albo jak chcesz. Lepiej siedzieć cicho i czekać na rozwój sytuacji?
Westchnąłem.
-I to na dodatek piłeś – stwierdziła, z resztą słusznie – Za dużo pijesz, zaczynasz powoli zachowywać się, jak twój ojciec.
Spojrzałem na nią spode łba.
-Nie jestem taki jak on.- warknąłem.
Zdenerwowała się.
-Mów, co się stało! – rozkazała.
Westchnąłem po raz drugi, po czym powiedziałem:
-Czy gdybyś miała możliwość ucieczki od ojca, gdy ja byłem mały, to zrobiłabyś to? – zapytałem szczerze.
Zdziwiła się.
-Czy to ma coś wspólnego z… - nie dałem jej dokończyć.
-Tak.
-Myślę, że nie zrobiłabym tego.
-Nawet, gdybyś miała taką możliwość? Gdybyś nie musiała bać się reakcji  rodziny,  jego gniewu? Gdybyś miała jakieś oparcie? – zadałem całą serię pytań.
-Mimo wszystko, Draco.
Zamyśliłem się na chwilę.
-Dlaczego?
Uśmiechnęła się ledwo zauważalnie.
-Bo dziecko powinno mieć rodziców. Gdybym to zrobiła, miałbyś mi za złe, że nie poznałeś ojca. A co poczułby wtedy Lucjusz? Jesteś też jego synem. Może i tego nie okazuje, ale ja w głębi serca wiem, że nie ścierpiałby takiej straty. Nie mogłabym mu ciebie odebrać, chociaż od początku wiedziałam, że nie sprawdzi się za dobrze w roli ojca. Kiedy będziesz miał swoje dzieci, zrozumiesz. – zakończyła swoją wypowiedź.

Chyba naprawdę nie rozumiałem kobiet. Hermiona powiedziała mi prawie to samo, co moja matka, z tą małą różnicą, że nie powstrzymała się od uderzenia mnie, nazwania Śmierciożercą ani wypomnienia mi wielu innych rzeczy.

Moje rozmyślania przerwał głos mojej rodzicielki.
-Powiesz mi w końcu, o co poszło? – domagała się.
Tym razem jej odpowiedziałem.
-Zapytałem ją, co by zrobiła, gdyby jednak urodziła dziecko Wieprzleja – zacząłem, ale przerwałem na chwilę, widząc karcące spojrzenie mojej matki.
-To było nie na miejscu, mój drogi, o takie rzeczy nie powinno się pytać takiej kobiety, jak ona – zganiła mnie, na co odpowiedziałem spojrzeniem mówiącym ,,Wiem, mamo”.
Kontynuowałem.
-Powiedziała, że zostałaby przy nim. Spytałem dlaczego, a ona stwierdziła, że jesteście podobne, bo każda matka zrobiłaby to samo.
-Nie myliła się.
-Ale ty nie mogłaś poradzić się przyjaciół, a ona miała ich koło siebie. A potem nazwała Śmierciożerców moimi przyjaciółmi, którzy wymordowali jej bliskich. Przecież ją poniekąd ocaliłem, prosząc  Czarnego  Pana o nią!
-Tylko mi nie mów, że jej to powiedziałeś! –rozeźliła się moja matka
-Co…? – nie zdążyłem nawet zareagować.
-Nie wiem, po kim jesteś tak mało bystry, ale na pewno nie po mnie! To tak jakby powiedzieć swojej ofierze, że powinna się cieszyć, iż padnie łupem swojego oprawcy!
Nie zrozumiałem tej dziwnej wymiany zdań.
-Co ty mówisz o jakiejś ofierze i oprawcy? Czy ona jest ofiarą, a ja jej domniemanym oprawcą?
Moja matka odetchnęła głęboko.
-A zastanawiałeś się jak to wszystko wygląda w jej oczach? Śpi ze skrzatami, przygotowuje eliksiry, biega odtąd- dotąd i to na dodatek nie mając ani jednej wiadomości od swych najbliższych. – wywód ten był poważny, nie powiem, ale na samą myśl, że moja matka myślała, iż Hermiona powróciła do kanciapy a ja się do tego przyczyniłem, chciało mi się śmiać. Jak wiele ona nie wiedziała!

Nie chciałem się pokłócić także z nią, więc nic nie odpowiedziałem i wyszedłem z pokoju, pewnym krokiem zmierzając w kierunku pracowni.


***


Ulotniłem się szybko z tego okropnego miejsca,  w którym po raz kolejny dzisiejszego dnia, rozległ się rozdzierający krzyk młodej kobiety, błagającej o litość dla swojego narzeczonego. Torturowali go już dobre dwie godziny, a ja miałem dosyć widoku leżącego na zimnej posadzce mężczyzny, pozbawionego prawej dłoni.
Nie mogłem pojąć, dlaczego Czarny Pan pozwalał wszystkim przyglądać się takim scenom. Nie świadczyło to wcale o jego mocy i potędze, a wręcz przeciwnie – uważany był za chorego szaleńca, którego nie powstrzyma nawet najodważniejszy czarodziej.

Zaszyłem się w mojej komnacie, aby chociaż na chwilę się zdrzemnąć.
W południe doszła do mnie wiadomość, iż torturowany nie żyje, a jego narzeczona została wtrącona do lochu. ,,Lochu”, czyli miejsca, gdzie czekała na przyjście któregoś z Śmierciożerców, który mógłby z nią zrobić dosłownie cokolwiek by chciał.

O czternastej miała się odbyć narada w sprawie jakiejś mało ważnej misji. Przygotowywałem się na nią, kiedy nagle do moich komnat wbiegł jakiś zdyszany nastolatek – najprawdopodobniej syn któregoś z Śmierciożerców.
-Czego chcesz?- warknąłem do chłopaka
Przełknął gulę w gardle.
-Największy Lord wzywa do siebie pana Zabiniego.- widząc  zdziwienie wymalowane na mojej twarzy, dodał- Natychmiast.

Kiwnąłem głową i popędziłem w kierunku Sali, w której niewątpliwie już się znajdował.
Nie myliłem się. Siedział tam i czekał na moje przybycie. Pokłoniłem się nisko.
-Blaise, podejdź bliżej. – nakazał, a ja wykonałem jego polecenie – Czy wiesz, po co cię wezwałem?
-Nie wiem, panie. – odpowiedziałem pokornie.
-Więc już ci tłumaczę. Wiem, że masz bardzo dobre relacje z Draconem Malfoy’em, nieprawdaż?
Kiwnąłem twierdząco głową.
-I zapewne jesteś także świadom tego, iż wyznaczyłem panu Malfoy’owi zadanie. Wiesz, o czym mówię? – zapytał
-Ma dostarczyć eliksiry do końca tygodnia.
Uśmiechnął się krzywo.
-Otóż to. A ty masz osobiście dopilnować, by pojawił się tu zarówno ze swoimi rodzicami, jak i z panną Granger, zrozumiałeś?
-Tak, panie. – odrzekłem. Nie miałem pojęcia, do czego była mu potrzebna matka Malfoy’a albo Granger, ale nie chciałem się mu sprzeciwiać. Postanowiłem wykonać moje zadanie i w najbliższym czasie, udać się do Malfoy Manor.


***


Gorączkowo mieszałam wszystkie składniki, nie mogąc zrozumieć, dlaczego mikstura nie zmieniła barwy z fioletowej na bordową. Byłam pewna, że nie pomyliłam żadnego składnika ani nie gotowałam niczego za długo. Już od prawie trzech godzin starałam się zmierzyć z tym, co mi nakazano. Nie znosiłam, kiedy coś szło nie po mojej myśli, więc byłam rozdrażniona i miałam wielką ochotę po prostu usiąść  odpocząć, albo chociaż coś zjeść. Niestety, nie było mi to dane, gdyż nawet chwila nieuwagi mogłaby zmienić efekty mojej ciężkiej pracy w jedną, wielką porażkę.

Ze zniecierpliwieniem mieszałam, czekając na zmianę koloru. Widać było jedynie małe bordowe plamki na eliksirze, co w tym przypadku świadczyło o tym, że mieszałam za wolno, by substancja była w stanie zmienić swój kolor. Chciałam coś na to zaradzić, ale tak bardzo bolały mnie już ręce, że nie mogłam wykrzesać  z siebie więcej energii.

W pewnym momencie drzwi pomieszczenia otworzyły się. Domyślałam się, kto zapewne stoi  tuż za mną, aczkolwiek nie odwracałam się. Musiałam skupić się na eliksirze. Eliksir, eliksir, eliksir.
Podszedł do mnie. Wiedziałam, że na mnie patrzy, ale ja nie miałam ochoty patrzeć na niego.
-Pomóc ci? – zapytał cicho, patrząc na moje nieudolne próby dokładnego wymieszania gęstej cieczy.
-Sama sobie poradzę – odparłam niegrzecznie, próbując przyspieszyć tempo ruchów ręką, by pokazać blondynowi, że jest tu zbędny.
-Chyba jednak nie. – stwierdził, wyrywając mi  łyżkę z ręki, a widząc mój sprzeciw, wskazał palcem małą sofę, stojącą w rogu- usiądź i odpocznij, ciągle jesteś na nogach.

Spierałabym się z nim, aczkolwiek teraz byłam na to zbyt zmęczona. Usiadłam na miękkiej sofie i przymknęłam oczy. Mimo tego, że wyspałam się tej nocy, bardzo chciało mi się spać i nie mogłam powstrzymać się od ziewania.
-Zmęczona? – zapytał Draco niespodziewanie, siadając koło mnie. Nie odpowiedziałam mu. Nie miałam nawet ochoty prowadzić z nim jakiejkolwiek konwersacji.
Nagle oprzytomniałam.
-Eliksir! – już chciałam wstać, gdy poczułam jak chłopak łapie mnie za rękę i ściąga z powrotem na sofę.
-Teraz musi się ostudzić, by dodać do niego wywar. – wyjaśnił – Masz więc spokojnie kilka godzin.
-Skoro mam kilka godzin, to bądź tak łaskawy i pozwól mi spać. – warknęłam, nawet na niego nie spoglądając.
-Hermiona, ja chciałem z tobą porozmawiać – zaczął niepewnie. Nie odwracałam się do niego. Kontynuował – Wiem, że moje słowa były zupełnie nie na miejscu. Nie chciałem powiedzieć tego, co powiedziałem.
-Ale to zrobiłeś. Powiedziałeś to,  co myślisz. – stwierdziłam sucho.
-Bo nie potrafiłem postawić się w twojej sytuacji…- zaczął, ale mu przerwałam:
-A teraz nagle potrafisz? – zapytałam sarkastycznie, odwracając się do niego twarzą.
-Nie – przyznał szczerze – ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Nie chciałem cię niczym obrazić, nie miałem nic złego na myśli, po prostu… - po raz kolejny wcięłam mu się w zdanie.
-Po prostu jesteś taki, jaki jesteś. Myślisz, mówisz, dopiero potem zastanawiasz się  nad tym, co właściwie powiedziałeś.
Przez chwilę nic nie mówił, po czym odrzekł:
-A ty jesteś bardzo impulsywna, a nie mam ci tego za złe.

Myślałam, że zaraz mnie rozsadzi od środka. Nie miał mi za złe, że jestem impulsywna? Co ten kretyn sobie myśli? Miałam ochotę znowu dać mu w twarz, ale odpuściłam to sobie.
-To cieszmy się z tego i radujmy, dzięki za twoją łaskę, Malfoy – zwróciłam się do niego po nazwisku.
Westchnął.
-Hermiona, ja naprawdę nie chcę się z tobą kłócić. Po prostu jestem idiotą, największym na świecie tępym kretynem, ale się staram. Proszę cię.

Naprawdę chciałam mu pokazać, że mam go głęboko w poważaniu, ale nie mogłam pozostać obojętna na jego słowa. O wszystkim ostatecznie przesądził jego delikatny, szelmowski uśmiech, który tak na mnie działał.
Przysunął się do mnie powoli i pocałował mnie w czoło. Nie miałam mu pokazywać, że właśnie dałam za wygraną, ale nie miałam serca go odepchnąć. Przyszedł tutaj z prawdziwymi wyrzutami sumienia, więc nie mogłam go zwyczajnie spławić.
Spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się. Ja też się uśmiechnęłam, ale szturchnęłam go niezbyt mocno w ramię.
-A to za co? – zapytał, udając pokrzywdzonego.
-Za to, że mnie wkurzasz. – odpowiedziałam zupełnie szczerze – Ale nie potrafię się na ciebie gniewać.
-W końcu jestem taki uroczy i szarmancki – dodał, a ja zaśmiałam się. Ten człowiek miał naprawdę duże mniemanie o sobie, ale ta nadmierna pewność siebie  dodawała mu  ,,tego czegoś”.

Tą miłą chwilę przerwało niestety burczenie w moim brzuchu, na co były Ślizgon zareagował śmiechem. Po chwili przywołał skrzata, który podał nam dwie porcje makaronu i soku z dyni.


***


Po zjedzonym posiłku udaliśmy się do mojej sypialni, by móc w końcu spokojnie porozmawiać.  Od Hermiony dowiedziałem się, że zapas przyrządzony przez nią dzisiaj wyniesie około jednej czwartej naszego zapotrzebowania, więc stwierdziłem, że od jutra będę pomagał jej od początku, by szybciej się z tym uwinąć.
Nie wiedziałem już, jakim cudem nasza rozmowa zeszła na wspominanie woźnego Filcha i jego kotki pani Norris, ale po paru minutach udało mi się zbliżyć do dziewczyny i złożyć na jej ustach delikatny pocałunek. Ten nieśmiały całus powoli zaczął przeradzać się w coś coraz bardziej namiętnego, w momencie, gdy brązowowłosa wplotła palce w moje włosy, mierzwiąc je przy tym. Objąłem ją w pasie, chcąc przyciągnąć jeszcze bliżej siebie. Kiedy już myślałem, że jeżeli nie zwolnimy tempa, to dojdzie do czegoś większego, coś oczywiście musiało nam przerwać.

A raczej ktoś.

Raczej ten czarnoskóry dupek, który zawsze wchodzi bez pukania.

Ten, którego po raz kolejny miałem ochotę udusić gołymi rękami za to, że nie potrafił uszanować mojej prywatności.


Jednak byłem ciekawy, co też było do tego stopnia ważne, że aż mój przyjaciel wparadował do mojej sypialni z prędkością, której nie powstydziłby się żaden struś.





____________
Nie wiem czy uda mi się dodać rozdział przed wyjazdem na zgrupowanie (połowa sierpnia), gdyż pracuję dorywczo, aczkolwiek obiecuję się postarać. 

Nadya.

19 komentarzy:

  1. No chyba Cię tu jakimiś magicznymi mocami ściągnęłam :D
    PIERWSZA :D A TERAZ IDĘ CZYTAĆ ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie. Jak nie Ty to kto? :D

      Usuń
    2. Ha! :D Wiedziałam :D
      A czy jest szansa ściągnąć w ten sposób kolejny rozdział w przyszlym tygodniu? :> Dodam, że żadna praca dorywcza mnie nie interesuje, ja "Poznaj moją drugą twarz" pisałam pracując po 11 godzin dziennie przez 6 dni w tygodniu... :>

      Usuń
    3. Jak byś biegała przez 5 h w tem +30 stopni w przebraniu wielkiego prosiaczka, a potem kolejne 4 h stania w słońcu przy okularach, to też by Ci się nie chciało XD

      Usuń
  2. "-Hermiona, ja naprawdę nie chcę się z tobą kłócić. Po prostu jestem idiotą, największym na świecie tępym kretynem, ale się staram. Proszę cię." - uwielbiam! :D
    Od połowy miałam szerokiego banana na ustach, ale zaczynam się coraz bardziej martwić o Voldzia i jego niecierpliwość. Niech wszystko dobrze się skończy, proooszęęę!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział całkiem niezły.
    Podoba mi się nastawienie Narcyzy. A Draco.. nie zawsze facet wszystko pojmie.xD
    Czego ten beznosy dziad jeszcze od nich chce?
    Pozdrawiam serdecznie,
    la_tua_cantante_

    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja również posyłam lajka za ten epitet! :D

      Btw Craus zaspamuję Ci tutaj trochę :P

      Usuń
  4. Witam, witam i o zdrowie pytam !!!
    Rozdział ciekawy.
    Najbardziej podobała mi się rozmowa Draco z matką, uśmiechałam się wyobrażając sobie tą sytuację :)
    Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa czego Voldemort od nich chce ( zmrużenie oczu i zmarszczenie brwi, oznaczają głębokie przemyślenia ) xd
    Czekam na kolejny, nic tylko życzyć weny !
    Layls
    Założyłam nowego, mroczniejszego bloga z kochaną hopplessdream i bardzo serdecznie zapraszam Cię na niego :) Na razie opublikowany jest tylko prolog, ale bardzo liczymy się z Twoją opinią. :)
    kobieta-smierciozercy.blogspot.com!
    Oczywiście na starego również Cię gorąco zapraszam !
    dramione-teatr-uczuc.blogspot.com !
    L.

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie się podobało, krótko zwięźle i na temat :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział bardzo fajny ;)
    No a Blaise jak zwykle musiał im przerwać... choć nieprzecze, ze tym razem miał dobry powód...
    No i Narcyza... bardzo mądra kobieta ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak chciałam przedstawić Narcyzę - mądra, wyrozumiała matka. :)

      Usuń
  7. Właśnie po raz pierwszy przypadkiem przeczytałam Twoje opowiadanie jest naprawdę ciekawe. Przyznam że mnie zainteresowała postać Zabiniego na początku opowiadania myślałam że jest zły ale teraz nie wiem naprawdę mnie ciekawi. Hermiona i Draco dwójka nieszczęśliwych ludzi którzy są po obydwu przeciwnych stronach barykady ciekawa jestem jak to się zakończy. Karola

    OdpowiedzUsuń
  8. Dorzucam jeszcze jeden komentarz, bo była pechowa trzynastka :<

    OdpowiedzUsuń
  9. Ona powiedziała :. lubisz mnie?' '
    | On powiedział "nie".
    | Myślisz ze jestem ładna? - zapytała.
    | Znowu powiedział "nie".
    | Zapytała wiec jeszcze raz:

    | " Jestem w twoim sercu?"
    | Powiedział "nie".
    | Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś
    | płakał za mną?" Powiedział, ze "nie".
    | Smutne - pomyślała i odeszła.
    | Złapał ja za rękę i powiedział: "Nie lubię Cię,
    | kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna,
    | tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu,
    | jesteś moim sercem. Nie płakałbym za Tobą,
    | tylko umarłbym z tęsknoty."
    | Dziś o północy twoja prawdziwa miłość zauważy, że
    | Cię kocha.
    | Coś ładnego jutro miedzy 13-16 się zdarzy w Twoim
    | życiu, obojętnie gdzie będziesz w domu, przy
    | telefonie albo w szkole.
    | Jeśli zatrzymasz ten łańcuszek, nie podzielisz się
    | tą piękną historią - to nie znajdziesz szczęścia w
    | 10 najbliższych związkach, nawet przez 10 lat.
    | Jutro rano ktoś Cię pokocha.
    | Stanie się to równo o 12.00.
    | Będzie to ktoś
    znajomy.
    | Wyzna Ci miłość o 16.00
    |Jeśli ci się nie uda wysłać tego do 20 komentarzy zostaniesz na zawsze sam

    OdpowiedzUsuń