Nadal stałam po środku pokoju i nie wiedziałam, co mam
zrobić. Malfoy wyszedł, nie informując
mnie o tym, JAK mam się zajmować jego matką. W końcu, nie powiedział kiedy
dostarczy mi ingrediencje do eliksirów
uzdrawiających, a bez nich nie byłam w stanie przejść do kolejnego etapu
kuracji. Druga sprawą było to, że najzwyczajniej w świecie, Narcyza nie chciała
mieć ze mną nic wspólnego i szczerze wątpiłam w to, że wypije ona coś
przyrządzonego przeze mnie albo będzie się stosować do moich zaleceń. Jak więc mogłam jej pomóc, skoro brzydziła
się nawet dotknąć szlamy?
Dlatego też pozostawało mi czekać na pierwszy ruch kobiety.
Gdybym powiedziała za dużo, ta pewnie dałaby znać mężowi i synowi o tym, że nie
podoba się jej uzdrowicielka, a wtedy mnie czekałby marny los. Gdy cisza między
nami zaczęła robić się już krępująca, w końcu pani Malfoy odezwała się:
-I tak wiem, szlamo, że…- zacharczała i ucięła w pół zdania,
gdyż zaczęła mocno kaszleć. Mimo, iż usłyszałam z jej ust obelgę, skierowaną w
moją osobę, zrobiło mi się jej trochę żal. Była naprawdę blada i miała
opuchnięte oczy, pod którymi było widać sine cienie. Gdy męczący atak kaszlu
przeszedł, kontynuowała swój wywód :
-Wiem, że chcesz mnie otruć! Podasz mi zły eliksir, a ja
umrę! Jestem tego pewna! Nie wezmę niczego, co mi podasz! – syknęła i spojrzała
na mnie wilkiem. Spodziewałam się tego. Przecież żona jednego z najbardziej
wpływowych Śmierciożerców , po prostu nie była w stanie przestać tak strasznie
nienawidzić mugolaków. Dlaczego to właśnie ja musiałam się nią opiekować ? Każdy by się domyślił, że nie uda mi się
nakłonić jej do wypicia choćby kropelki leczniczego napoju.
Postanowiłam nie odpowiadać na jej zarzuty. Nie miałam
zamiaru doprowadzić do jej śmierci. Po pierwsze – miałam cichą nadzieję, że
jeśli uda mi się przywrócić kobietę do zdrowia, Śmierciożercy puszczą mnie
wolno, a po drugie – gdybym po prostu ją zabiła, podając niewłaściwy eliksir,
wydałabym na siebie pewny wyrok. Nie
miałam innego wyjścia.
Nadal stałam w tym samym miejscu, wpatrując się tępo w jeden
punkt. Co robić, co robić? Zadawałam sobie w myślach wiele pytań. Kiedy on ma zamiar dostarczyć mi
ingrediencje? Może powinnam poprawić jej poduszkę? A może powinnam… Tak, niewątpliwie
powinnam zbadać panią Malfoy. Ale jak jej to powiedzieć? Przecież i tak nie
posłucha!
-Ja… uważam, że ja…- nie mogłam odpowiednio sformułować
zdania. Bałam się jej reakcji.- Powinnam
panią zbadać.- wykrztusiłam. Usta kobiety zwęziły się w cienką linię.
-Żadna brudna szlama mnie nie dotknie!- warknęła, by po
chwili zanieść się kaszlem. No tak. Wiedziałam, że tak właśnie będzie, więc
postanowiłam wysunąć silniejsze argumenty.
-Ale ja musze panią zbadać! Nie mogę inaczej ocenić stanu
pani zdrowia!- powiedziałam lekko podniesionym głosem. Oczywiście, wiedziałam,
jaki eliksir podać, ale co prawda musiałam się jeszcze upewnić, czy na pewno
będzie on odpowiedni i czy wcześniej nie zastosować na blondynce pewnych
zaklęć.
Oczy Narcyzy ciskały we mnie piorunami. Nie dałam jej znowu
dojść do głosu.
-Niech pani to zrobi dla syna, on pani potrzebuje.- rzekłam
cicho. Byłam pewna, że to na nią zadziała i nie myliłam się. W sumie, to nie
wiem co mnie podkusiło, żeby powiedzieć coś takiego. Po prostu nie wiedziałam,
co może przekonać ją do badania.
-Dobrze.- stwierdziła szeptem i zamknęła oczy- Miejmy to już
za sobą.
Powoli podeszłam do olbrzymich rozmiarów łóżka i pochyliłam
się nad kobietą. Na jej twarzy zauważyłam grymas niezadowolenia, ale nie
cofnęłam się. Delikatnie podniosłam ją do pozycji siedzącej.
-Może mogłaby pani zdjąć…- zaczęłam. Było mi strasznie
głupio prosić ją o to, by zdjęła piżamę, bym mogła ją zbadać. Ku mojemu
zdziwieniu, tym razem nie opierała się i spełniła moją prośbę. Nie wymagałam, by wstała, gdyż wiedziałam, że
nie jest na siłach, by to zrobić. Po
kilku minutach, z moją małą pomocą, uporała się ze zdjęciem koszuli i
szlafroka.
Krótko mówiąc, pani Malfoy wyglądała co najmniej okropnie.
Wszystkie kości odstawały tak, że dało się policzyć żebra, a skóra była w
odcieniu jasnej szarości. Na szczęście, jej ciała nie znaczyły rany, więc nie
myliłam się- problem tkwił w środku. Gdy się ubrała, stwierdziłam, że czas
zadać jej kilka istotnych pytań, z których część była nieco krępująca.
-Zadam pani bardzo osobiste pytanie. Proszę mnie źle nie
zrozumieć, po prostu muszę wiedzieć teraz wszystko o stanie pani zdrowia.-
wyjaśniłam, po czym przeszłam do pierwszego, chyba najtrudniejszego pytania ze
wszystkich. – Ile czasu przebywała pani pod Cruciatusem?
Zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie jej trudno wspominać
tamte chwile, lecz nie miałam wyboru. To była jedna z ważniejszych informacji.
-Nawet nie zdaję sobie z tego sprawy, ale z relacji męża
wiem, że około dziesięciu godzin. – wyznała głosem wypranym z emocji. Nie
mogłam pojąć, kto mógł być na tyle bezduszny, by tyle czasu znęcać się nad kimś
tak potężnym zaklęciem niewybaczalnym. Nie życzyłabym tego nawet największym
wrogom. Pamiętam, kiedy to na mnie rzucono Crucio. Leżałam na podłodze przez
kilka bolesnych minut, błagając Merlina o śmierć. Ta kobieta musiała być
naprawdę silna, skoro wytrzymała tyle i przeżyła.
Narcyza uciekła wzrokiem w kąt pokoju, unikając mojego
wzroku. Dostrzegłam, jak w jej oczach zaszkliły się łzy, którym nie dawała
wypłynąć na wierzch. Teraz było mi jej żal z całego serca. Wychudzona,
pozbawiona emocji, zdawała się być wiecznie smutna i skrzywdzona przez los.
-Przykro mi.- wypaliłam, a pani Malfoy spojrzała się na mnie
zdziwionymi oczami.
-Tobie jest przykro?- spytała, wciąż natarczywie się mi
przypatrując. – Jest ci przykro z powodu cierpień jednego z największych
wrogów? – w jej słabym głosie można było wyczuć niedowierzanie pomieszane z pogardą.
-Pani nie jest moim wrogiem, tylko jest po stronie mojego
wroga. To zmienia postać rzeczy. - wyjaśniłam spokojnie. Takie było właśnie
moje rozumowanie. Przecież nie zaznałam żadnych cierpień z jej strony. Jej mąż,
jej siostra, jej syn , mogli zasługiwać na miano mych wrogów, ale nie ona. Jak
mogłabym ją uważać za kogoś takiego, skoro nie zrobiła mi nigdy krzywdy? Z resztą, nie chciałam się z nią teraz spierać, więc wolałam nie poruszać tematu
Zastanawiała się nad czymś dłuższą chwilę, a po chwili
rzekła:
-Możesz już wyjść, skrzaty pokażą ci twoje posłanie.-
powiedziała cicho, po czym zakaszlała- Pojaw się jutro rano, wtedy Draco
przywiezie składniki.
Pokiwałam głową i skierowałam się do drzwi. Zamykając je,
zdążyłam jeszcze powiedzieć cicho:
-Dobrej nocy, pani Malfoy.
***
-Zabini, nie żartuj sobie ze mnie.- powiedziałem
spanikowany, patrząc się mojemu rozmówcy prosto w oczy. Miałem nadzieję, że ten
zaraz wyszczerzy zęby w szerokim uśmiechu, mówiąc, że żartował, jednak nic
takiego się nie stało.
-A czy wyglądam, jakbym żartował?- rzekł z śmiertelnie
poważnym wyrazem twarzy. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę, a ja nie
mogłem uwierzyć w to, że właśnie mi przypadło tak parszywe zadanie.
-Dlaczego wybrali nas? Czy ktoś inny nie mógłby
przesłuchiwać?- spytałem błagalnie,
kładąc dłonie z tyłu głowy. Zdawałem sobie sprawę, że nic już nie wskóram, gdyż
Lord Voldemort nie traktował nikogo ulgowo i nie zmieniłby z mojej prośby, wybranej
przez siebie osoby. Miałem torturować
porwanych, chcąc wydusić z nich informacje potrzebne Czarnemu Panu i to jeszcze
w moim własnym domu. Na domiar złego, piętro wyżej znajdowała się moja ledwo
żywa rodzicielka, której krzyki bólu i rozpaczy jeńców, na pewno nie dodadzą
otuchy.
-Nie tylko nas. Będzie jeszcze Crabbe i Bellatrix.-
powiedział, po czym szybko dodał-
Lestrange oczywiście musi ,,kontrolować poczynania młodych”, jak to powiedział
Carrow. – mój towarzysz prychnął, wypowiadając ostatnie zdanie. Od niedawna
uważał siebie za rasowego Śmierciożercę, chociaż kiedyś bronił się rękami i
nogami, byleby nie dołączyć do mrocznych szeregów.
A więc, porwana zostanie dosyć duża grupa czarodziejów,
sądząc po ilości osób, wybierających się na misję do Doliny Godryka. Ciekaw też byłem, na kogo tym razem jest urządzane
,,polowanie”.
-Kogo tam namierzyli?- zapytałem, tym razem beznamiętnie wbijając
wzrok w podłogę. Starałem się nie
pokazywać szargających mną emocji. Nie chciałem wydawać się przejęty swoim
losem, lub co gorsza, losem nic nie wartych, szlamowatych zdrajców krwi.
Blaise westchnął, jakby ze zmęczenia, po czym zaczął szperać
w kieszeni spodni. Wyciągnął pomiętą kartkę z dwoma pionowymi kolumnami zapisanych
tam nazwisk. Błagałem Merlina, aby nie znajdowały się tam nazwiska moich
dawnych znajomych. Nie chciałem mieć już z nimi nic do czynienia. Nie chciałem,
by poznali mnie , jako bezlitosnego sługusa Voldemorta.
Po chwili mój kompan zaczął swoją ponurą wyliczankę:
-Sypion Horacy, Drews Irena, Lavre Roxana, Chiter Jack, Katterly Louis…- wsłuchiwałem się
w jego słowa, doszukując się znajomych mi nazwisk- Houten Silvia, Jawer
Catherine, Vepin William, Creevey Dennis, Smith Zachariasz… - ten mały Gryfon i
jeden Puchon. Miałem wielką nadzieję, że na tym się skończy. Jednak pomyliłem
się- Turpin Lisa, MacDougal Isobel, Weasley Angelina…- po usłyszeniu tego
nazwiska, dosłownie zamarłem. Nie słuchałem dalej. Znałem tylko jedną rodzinę
Weasleyów i nie pamiętam, by należała do niej jakakolwiek Angelina. Chyba, że…
Chyba, że muszę spodziewać się najgorszego- rozdzielenia kochającej się
rodziny. Jeśli nie kojarzyłem żadnej Angeliny Weasley, oznaczało to, że któryś
z rudych braci, poślubił kobietę o tym
imieniu. A teraz mu ją odbierzemy i najprawdopodobniej, już nigdy nie wróci do
domu.
Poczułem się, jak ostatnie ścierwo. Kimże ja jestem? Czy
cokolwiek daje mi prawo do bezkarnego rozłączania dwóch ludzi? Nawet fakt, że
uprzykrzę życie jakieś Weasley’owej łasicy, nie dawał mi otuchy. A będąc tym
piekielnym Śmierciożercą, powinienem już dawno wyzbyć się wszelkich uczuć przy
mordowaniu. Starałem się całym sobą hamować emocje, ale najzwyczajniej w
świecie nie potrafiłem. Oczywistym było, że nie użalałem się nad nikim, o nie.
Po prostu żałowałem tego, co robię.
Nie wiem, co to za uczucie, ale czasem na widok ostatniego
pożegnania zakochanej pary, zdarzającego
się podczas wojny tak często, coś mocno
kłuło mnie w klatce piersiowej. Nie był to smutek ani przykrość, z powodu ich
śmierci. Nie znałem tego odczucia. Zastanawiałem się tylko nad jednym: czy i ja
kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji? To było wątpliwe.
W szkole cieszyłem się ogromnym powodzeniem wśród dziewcząt,
byłem niemalże rozchwytywany. A teraz? Ku mojemu zdziwieniu, moi rodzice nie
przedstawiali mi żadnej potencjalnej kandydatki na żonę. Przypuszczałem, że
było tak tylko dlatego, iż widzieli mnie, jako wiernego sługę w szeregach
Czarnego Pana, a komuś takiemu nie wypadało szykować sobie wesela albo uganiać
się za jakimś dzieciakiem. Poniekąd
byłem im za to wdzięczny.
Jednakże nie mogłem zrozumieć, dlaczego w czasach Hogwartu
byłem niemal Casanovą, a z chwilą skończenia szkoły, żadna kobieta nawet nie
zwróciła na mnie uwagi. Nie chodziło mi o łatwe panienki na jedną noc, w
których każdy młody Śmierciożerca mógł przebierać. Miałem na myśli kobietę zainteresowaną
wspólnym życiem, przyszłością. Nie chciałem mieć domku przy lesie, gromadki
dzieci, żony czekającej z obiadem. Po prostu pragnąłem doświadczyć tego, co nie
było dla mnie przeznaczone.
Starałem się tym nie przejmować. A nawet jeśli któraś by
mnie pokochała bezinteresownie, nie za pieniądze, wygląd czy pozycję społeczną,
to co bym zrobił? Nawet, jeśli tak jak większość moich rówieśników niebędących
po Mrocznej Stronie, byłbym żonaty, bez przymusu rodziców, to czy byłoby dla
mnie możliwe oczekiwać czegoś więcej? Potomków? I co mógłbym im powiedzieć?
,,Jesteś dzieckiem Śmierciożercy, więc na każdym kroku czają
się na ciebie mordercy”?
A z resztą. Po co ja o tym myślałem, skoro i tak nigdy nie
będę w stanie tego doświadczyć? Lepiej skupić się na rzeczywistości.
A rzeczywistość, tak jak i przyszłość, nie przedstawiała się
w kolorowych barwach.
____________
Hej! Przepraszam was, że rozdział dopiero dzisiaj, ale internet mi troszkę nawalił i dodaję z jednodniowym spóźnieniem :) Kolejny rozdział planuję dodać jeszcze przed obozem (jadę w niedzielę na obóz strzelecki) o ile mój router nie będzie znowu wariował. Obiecuję, że się postaram. Dziękuję wam za komentarze oraz za to, że czytacie to opowiadanie. Pozdrawiam serdecznie.
Nadya.
Hmm.. cóż ci tu powiedzieć. rozdział szczerze mówiąc troszeczkę nudny mało się w nim dzieje ale mam nadzieję że teraz to się troszkę zmieni :) Zastanawia mnie czy postawa Natcyzy co do zmieni się w filmie była jednak troszke inna co mnie zastanawia ale co tam nie ja przecież pisze tego bloga tylko ty <3
OdpowiedzUsuńŻyczę ci duuuuuuuuuuuzo weny i powodzenia w pisaniu następnego rozdziału i pytanko... Jak było na koncercie Nelly - zakładając że byłaś :*
Pozdrawiam Martyna
Hej. Wiem, że nudny, ale OBIECUJĘ , że następny będzie lepszy. Nie mogłam od razu wprowadzić akcji bo wtedy blog by się szybko skończył :) A na koncercie niestety nie byłam :c Deszcz.
Usuńprzeciez nie padało.. ja byłam na całym i ani kropelki nie spadło... ale rozumiem że nie chcesz za szybko rozwijać akcji bo wtedy faktycznie byłoby nudno :) mam nadzieje ze tamtego wcześniejszego nie potraktowałaś jako krytyki tylko takie porady ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Martyna :*
Oczywiście, wzięłam to do siebie jako dobrą radę ;)
UsuńNo kurcze już myślałam, że będę wzywać jednostki specjalne żeby Cię odwiedziły i zmusiły do opublikowania nowego rozdziału xD
OdpowiedzUsuńI czemu znowu jest tak strasznie krótko?
Jak router coś będzie świrował to przyślij go do mnie, jako naczelny bezczelny prawie informatyk zajmę się tą sprawą!
Pozdrawiam <3
Okej! :D Jakby co, przekażę routerowi co go czeka za następne świrowanie :)
UsuńOby wziął to na poważnie >D
UsuńMoim zdaniem rozdział jest fantastyczny :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co zrobi Malfoy podczas "spotkania" z Weasleyami...
Czekam na następny :)
Weny :*
Dziękuję :) Postaram się, by każdy rozdział był dłuższy od poprzedniego!
UsuńNo, no, no. Coraz ciekawiej muszę przynać :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie czekam na wiecej akcji Dramione :>
Pozdrawiam, Wiklara
http://hermionalovedraco.blogspot.com
Akcja Dramione pojawi się całkiem niedługo, jednakże nie chcę popędzać, by opowiadanie się za szybko nie skończyło :) Ten rozdział był trochę przynudzający, ale to tylko przedsmak tego, co się pojawi ;)
UsuńNo świetny, czekam na więcej. :) http://dramione-umrzec-z-mlosci.blogspot.com/ u mnie nowa notka :)
OdpowiedzUsuńLecę zajrzeć! :)
UsuńA ja mam pytanie - kiedy coś nowego? :) jestem ciekawa, co dalej :D
OdpowiedzUsuń-----
clover.
http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/
Postaram się jutro. Przepraszam, że przeciągam, ale byłam na weselu kuzynki i dzisiaj jadę na poprawiny, więc nie miałam za bardzo jak napisać. Ale za to postaram się, by był dłuższy od reszty!
UsuńO! Dobrze, że mówisz, bo zaglądam co jakiś czas na Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie... Ciekawy pomysł :) Bardzo szkoda mi Draco, on nie powinien zostać śmierciożercą, on wcale nie jest taki zły.
OdpowiedzUsuńRon to kretyn! Biedna Mionka!
Pozdrawiam
Ona powiedziała :. lubisz mnie?' '
OdpowiedzUsuń| On powiedział "nie".
| Myślisz ze jestem ładna? - zapytała.
| Znowu powiedział "nie".
| Zapytała wiec jeszcze raz:
| " Jestem w twoim sercu?"
| Powiedział "nie".
| Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś
| płakał za mną?" Powiedział, ze "nie".
| Smutne - pomyślała i odeszła.
| Złapał ja za rękę i powiedział: "Nie lubię Cię,
| kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna,
| tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu,
| jesteś moim sercem. Nie płakałbym za Tobą,
| tylko umarłbym z tęsknoty."
| Dziś o północy twoja prawdziwa miłość zauważy, że
| Cię kocha.
| Coś ładnego jutro miedzy 13-16 się zdarzy w Twoim
| życiu, obojętnie gdzie będziesz w domu, przy
| telefonie albo w szkole.
| Jeśli zatrzymasz ten łańcuszek, nie podzielisz się
| tą piękną historią - to nie znajdziesz szczęścia w
| 10 najbliższych związkach, nawet przez 10 lat.
| Jutro rano ktoś Cię pokocha.
| Stanie się to równo o 12.00.
| Będzie to ktoś
znajomy.
| Wyzna Ci miłość o 16.00
|Jeśli ci się nie uda wysłać tego do 20 komentarzy zostaniesz na zawsze sam