R.16
Miałam wielką ochotę zapaść się pod ziemię. Czego chciał
Zabini? Niewychowany gbur! Nie mógł zapukać?
Czułam się jak dziecko przyłapane na czymś zakazanym. Merlinowi dzięki,
że nie był to ojciec Dracona, bo w takiej sytuacji nie zagrzałabym tu dłużej
miejsca.
Cóż, pozostało mi tylko cierpliwie czekać na powrót
blondyna.
***
-Czego chcesz, Blaise? – zapytałem jednocześnie rozdrażniony
i speszony. Fakt, iż w moim łóżku leżała naga, ponętna kobieta, a ja musiałem
ją opuścić zbytnio mi się nie uśmiechał.
-Od kiedy to Cię kręcą szlamy, co Smoku? - spytał, po czym dodał – Chociaż muszę
przyznać, że oddychać to ona ma czym, oj ma.
Uśmiechnąłem się krzywo.
- Nie twój zakichany interes, co robię i z kim –
oświadczyłem – Mów, co cię tu sprowadza.
--Czarny Pan ponagla was z tym eliksirem. Chce go dostać jak
najszybciej to tylko możliwe.
-Cholera jasna – mruknąłem pod nosem. Ani chwili wytchnienia
– Zabierzemy się za to od jutra.
Mój rozmówca podniósł brwi do góry.
-My? Ty i szlama? Chcesz jej pomagać? – pytał z
niedowierzaniem.
-Chcę ją nadzorować – sprostowałem, chociaż sam dobrze
wiedziałem, że zrobię wszystko, by tylko ulżyć Hermionie.
-Uważaj, w co się pakujesz, Malfoy. Lord nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział –
oznajmił mój towarzysz.
-A co, masz zamiar mu naskarżyć na mnie? – zadrwiłem.
-Dobrze wiesz, o co
mi chodziło, perfidna bestio. Ja bym cię nie wydał, nawet jakbyś jej zrobił
dzieciaka. Na mnie możesz liczyć.
Poklepałem go po plecach.
-Coś jeszcze? – zapytałem z nadzieją, iż nasza rozmowa dobiegła
końca.
-Właściwie to… - zawahał się przez chwilę. Ponagliłem go
ruchem ręki – Właściwie to chciałem z tobą porozmawiać, ale widzę, że jesteś
zajęty – Udał obrażonego.
Wzniosłem oczy ku niebu.
-Mów, na litość Merlina!
Zaśmiał się pod nosem.
-To dosyć delikatna sprawa – stwierdził – Musiałbyś mi
poświęcić trochę czasu. Przyjdę innym razem.
Nie opierałem się. Kiwnęliśmy sobie na pożegnanie głowami,
po czym mój przyjaciel wyszedł z domu. Popędziłem na górę.
Kilka sekund później znajdowałem się już w mojej sypialni.
Hermiona leżała do połowy przykryta kołdrą. Powoli podszedłem do łóżka i
pocałowałem dziewczynę delikatnie. Jedną ręką zacząłem gładzić jej plecy, po
czym dłoń zacząłem powoli przesuwać na pośladki. Brunetka czując to, lekko się
spięła i odtrąciła moją rękę.
Zdziwiłem się.
-Czy zrobiłem coś nie tak? – zapytałem.
Zmieszała się.
-Nie, wszystko dobrze. Po prostu nie mogę się teraz skupić. Sam
rozumiesz – uśmiechnęła się delikatnie.
Nie chciałem na nią naciskać. Mój błąd- mogłem zakluczyć te cholerne
drzwi. No cóż, mówi się trudno. Przejechałem tylko dłonią po jej ramieniu i do
końca okryłem ją kołdrą. Doskonale pamiętałem o mojej obietnicy – dzień wolny,
to dzień wolny. Chociaż Blaise poinformował mnie o tym, iż Voldemort kazał
eliksiry dostarczyć szybciej, to nie zamierzałem zmieniać planu dnia.
Dziewczyna nagle przeciągnęła się, niczym zaspana kotka.
Przyciągnąłem ją do siebie i szepnąłem jej do ucha:
-To może czas się gdzieś wybrać?
Spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Co proponujesz?
Uśmiechnąłem się tajemniczo.
-Zobaczysz.
-Znowu niespodzianka? Ciągle mnie czymś zaskakujesz. –
stwierdziła ze śmiechem.
____
Po śniadaniu byliśmy już gotowi. Zajrzałam jeszcze tylko do
Narcyzy, po czym natychmiast dołączyłam do blondyna. Zeszliśmy na dół, a Draco
podbiegł do drzwi i je przede mną otworzył. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Wychodzimy stąd?
-Nie do końca. Nie wyjdziemy poza teren posesji.- wyjaśnił
krotko.
-Ale przecież przed rezydencją nic nie ma. – rzekłam.
Pamiętam, że gdy prowadzono mnie do Malfoy Manor, zwróciłam uwagę na betonową
posadzkę przed budynkiem. Nie było na niej nic, żadnego koloru, brak
jakichkolwiek roślin. Co więc były Ślizgon chciał mi pokazać?
-Teoretycznie rzeczywiście nic tam nie ma – odpowiedział –
Ale w praktyce jest troszeczkę inaczej.
Nie zrozumiałam kompletnie intencji chłopaka. Kiedy już
znaleźliśmy się na dworze, moim oczom nie ukazał się żaden nowy widok- beton,
beton i jeszcze raz beton. Nagle młody Malfoy złapał mnie za rękę i poprowadził
w dół schodów. Udaliśmy się na tyły posiadłości, które – jak nawet sama
przypuszczałam – przedstawiały taki sam obraz, jak dziedziniec. Szaro. Wszędzie
szaro. Nawet niebo wydawało się wyblakłe.
Blondyn objął mnie w pasie i po raz kolejny tego dnia,
szepnął mi do ucha:
-Widzę twoją skrzywioną minę. Poczekaj chwilkę.
Oderwał się ode mnie i odszedł na kilka metrów. Wodziłam za
nim moim całkowicie zdezorientowanym
wzrokiem, nadal nie rozumiejąc, cóż jest tak niesamowitego we
wszechogarniającej nas szarości. Draco wyjął z kieszeni różdżkę i niezwykle cicho wyrecytował jakąś regułkę.
Z końca jego różdżki zaczęły wylatywać jaskrawe promienie i już po chwili,
zimną posadzkę zaczęły porastać gęste kępy trawy. Po trawie, nadszedł czas na
drzewa i małe krzaki, po czym nastąpiła istna lawina kolorowych kwiatów. To
zjawisko było jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek ujrzałam w
całym swoim życiu.
Nie wiedziałam, gdzie mam podziać spojrzenie. Wszystko mnie
zachwycało, wszystko było tak cudownie niesamowite.
Jasnowłosy zbliżył się do mnie i podał mi rękę.
-Draco, jak…- nie miałam nawet pojęcia, o co mam zapytać.
-Mój ojciec nie toleruje czegoś takiego. Co by powiedział
Voldemort, gdyby dowiedział się o tym, że jeden z jego najwierniejszych sług
hoduje kwiatki w ogrodzie? Moja matka nie raz prosiła go chociaż o kawałek
ziemi. – wyjaśnił
-Nie próbowała mu się postawić? W czym przeszkadzałoby
chociaż jedno drzewo?
Delikatny uśmiech powoli zstępował z ust mojego rozmówcy.
-Próbowała, gdy ojciec był na miesięcznej wyprawie. Kiedy
przyjechał wpadł w szał i nakazał oblać wszystko betonem, by już nigdy nie
mogła nic tu posadzić. Nieźle jej się za to oberwało. Mnie zresztą też, gdy
ojciec dowiedział się, że chciałem pomóc matce.
Uścisnęłam mocniej jego dłoń.
-To skąd wziął się ten ogród? –zapytałam.
-Zrobiłem go dla matki, gdy miałem 16 lat. To był okres
takiego małego buntu przeciw ojcu. On o nim wie, ale nie może nic z nim zrobić,
gdyż tylko ja i moja matka możemy go otwierać i zamykać. Osoby w ogrodzie są
niewidoczne dla reszty świata, oprócz tych, którzy mają dostęp do ogrodu.
-Czyli, gdyby Narcyza wyjrzała teraz przez okno, zobaczyłaby
go?
-Dokładnie. Aczkolwiek okna jej sypialni nie wychodzą na tył
domu.
Chwila ciszy.
-Czym jeszcze mnie zaskoczysz? Pokój życzeń w domu, ukryty
ogród… - powiedziałam cicho, patrząc gdzieś w dal, w kraniec ogrodu.
-Cóż, wiele jest takich rzeczy… - odrzekł nadzwyczaj
spokojnie, a ja postanowiłam nie wnikać.
Pociągnęłam jego rękę za sobą, by obejrzeć lepiej to piękne
miejsce.
Nie mówiliśmy nic, wystarczyły nam spojrzenia, a cisza
między nami nie była w żadnym, nawet najmniejszym stopniu krępująca.
Nie wiem, ile minęło czasu – może minuta, może godzina,
kiedy Draco położył się na trawie i zapraszającym gestem ręki wskazał miejsce
koło siebie. Położyłam głowę na jego brzuchu i zamknęłam oczy.
Chłopak zaczął delikatnie głaskać mnie po włosach.
-Czy nie wydaje ci się to dziwne? – zapytał po chwili
-Co takiego?
-Wszystko. – oświadczył, a ja spojrzałam na niego.
-Do czego zmierzasz? – zapytałam, ciekawa jego rozmyślań.
-Mogę ci zadać pewne pytanie? Jeżeli nie odpowiesz, nie będę
naciskał.
Kiwnęłam głową.
-Co byś zrobiła ze sobą, ze swoim życiem, gdybyś jednak
urodziła dziecko Weasley’owi?
-Trudne pytanie. – stwierdziłam, mając w głowie tysiąc
różnych myśli.
-Przepraszam. – szepnął.
-Nie masz za co. Prawdopodobnie zostałabym z nim, chociażby
dla dobra dziecka.
Mój towarzysz podniósł się na łokciu.
-Nie chciałabyś się od niego oderwać? Skończyć z nim?
-Dziecko musi mieć ojca, a nie byłabym w stanie odebrać
Ronowi tego, na co czekał.
-Nie rozumiem cię. – rzekł po chwili
-Każda matka postąpiłaby tak samo. Nie widzisz podobieństwa
między mną, a Narcyzą?
-To jest inna sprawa.
Teraz to ja zmieniłam pozycję i spojrzałam blondynowi prosto
w oczy.
-Dlaczego uważasz, że to inna sprawa? Twoja matka też nie
odeszła od twojego ojca.
-Ona nie mogła od niego odejść, a Ty… - nie dałam mu
dokończyć
-No co ja? Ja mogłam, tak? Gdzie niby miałabym się podziać?
– zapytałam rozdrażniona
-Hermiona, ja nie mówię o tym. Wiem, że miałaś ciężko, ale w
końcu masz tylu przyjaciół a moja matka nie miała oparcia z żadnej strony.
-Chyba sobie żartujesz. Nie chcę udowadniać, że miałam
gorzej, bo nie zależy mi na tym, ale na pewno wykorzystałabym każde wyjście.
-Dobrze, skończmy ten temat. – uciął krótko Malfoy, ale ja
byłam zbyt ciekawa tego, co naprawdę sądzi chłopak.
-Nie, nie, ja jestem ciekawa twojego zdania. Zresztą, sam
zacząłeś ten temat. – zaprzeczyłam od razu.
-Po prostu uważam, że miałaś trochę więcej stron wsparcia. A
z resztą, przecież mogłaś zawsze udać się do przyjaciół.
-Jakich przyjaciół, do cholery? Wszyscy siedzieli zamknięci
w jednym miejscu, a gdybym tylko próbowała uciekać to zabiliby mnie twoi
przyjaciele! – powiedziałam gniewnym tonem, dopiero po chwili uświadamiając
sobie sens tych słów.
-Moi przyjaciele? Myślisz, że latam sobie odtąd, dotąd i
zabijam kogo popadnie? Takie masz o mnie zdanie? – teraz to on podniósł głos
-Nie mówiłam o tobie! Chodzi mi o ogół Śmierciożerców!
-Nazwałaś ich moimi przyjaciółmi! Hermiona, dobrze wiesz,
jak wygląda sytuacja!
-Więc ty możesz mi mówić, co mam robić, a co nie, ale jeżeli
ja tylko się wychylę, to już mam się zamknąć?!
-Nazywanie morderców moimi przyjaciółmi jest według ciebie
czymś normalnym? Gdyby nie ja, byłabyś pewnie już pozbawiona kończyn i tkwiła w
twierdzy Czarnego Pana!
-Mam ci może dziękować, że tu jestem?! Porwana siłą,
zmuszona komuś służyć?
-Masz tu lepsze warunki niż w ,,domu”, jeżeli mógłbym to tak
nazwać!
-Jeżeli tak stawiasz sprawę, to może mam ci bić pokłony?
Dziękować na kolanach? Za to, że zabraliście mnie od bliskich?
-Zwyczajna wdzięczność by wystarczyła!
Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się i wymierzyłam blondynowi
policzek. Czy nic już nie może iść po mojej myśli? Oczywiście, że byłam mu
wdzięczna za to, jak mnie traktował, lecz na pewno nie za to, iż robił to w
wyniku porwania mnie. Nie chciałam nawet o tym dyskutować.
Wstałam bez wahania i pewnym krokiem ruszyłam w kierunku
wejścia do posiadłości. Usłyszałam wołanie Dracona:
-Hermiona, poczekaj!
Przystanęłam i odwróciłam się. W moich oczach szkliły się
łzy, lecz usilnie starałam się nie pozwolić im wypłynąć na powierzchnię.
-Ja nie miałem na myśli nic złego, ja tylko… - znowu nie
dałam mu dokończyć zdania
-Chciałeś pokazać, co naprawdę myślisz? No tak, Hermiona - ofiara losu, przecież nigdy o nic nie
walczyła, prawda? Głupia dziewczyna. – powiedziałam tylko
-Dlaczego łapiesz mnie za słowa? Dlaczego rozumiesz tylko
to, co chcesz?
-Chcę? – zapytałam z niedowierzaniem
-Kreujesz się na wielce skrzywdzoną – stwierdził sucho
Zacisnęłam pięści.
-Za to ty o wiele więcej wiesz o życiu. Panicz Malfoy,
potomek rodu, czysto krwisty arystokrata, wokół którego kręci się cały świat!
No tak, ja naprawdę nic nie wiem o twoim nieszczęściu!
Ponownie odwróciłam się i podbiegłam w kierunku wejścia do
budynku. Przy drzwiach dobiegł do mnie były Ślizgon i złapał mnie za ramię.
Obrócił mnie tak, bym patrzyła mu w oczy i przycisnął moje
ramiona do chłodnej nawierzchni drewnianych drzwi.
-Myślisz, że moje życie było sielanką?
Nie odpowiedziałam.
-Ciebie też ojciec okładał za każdy błąd? Za każde źle
wykonane polecenie, każdą pomyłkę? Patrzyłaś na coś takiego?
Wezbrała we mnie odwaga.
-A ty widziałeś śmierć przyjaciół na własne oczy? Musiałeś
się ukrywać? Cierpiałeś przez kogoś, kogo kiedyś kochałeś?
On także nie odpowiedział.
Wyrwałam się z jego żelaznego uścisku i weszłam do środka. Natychmiast pobiegłam na
górę.
_______
Usłyszałem tylko trzask drzwi. Nie weszła do mojej sypialni –
poszła do pracowni, zapewne po to, by przygotowywać eliksiry.
Nie wiedziałem, czy powinienem iść tam i jej pomóc. Wspiąłem
się po schodach i po chwili namysłu udałem się do swojej sypialni. Musiałem
wszystko przemyśleć. Położyłem się na łóżku.
Może za bardzo się uniosłem?
Może ona miała rację?
Ale przecież ta kłótnia nie była wyłącznie moją winą.
Czy Hermiona miała mnie za rozpieszczonego dzieciaka, synka
tatusia? Czy aż tak bardzo jej myśli mijały się z prawdą? Ta dziewczyna pewnych
rzeczy nie mogła przyjąć do wiadomości.
Ale co teraz zrobić?
Przeprosić? Ale za co? Za prawdę?
Przecież to ona się
uniosła!
Nie mogłem skupić swoich myśli.
Wstałem i przywołałem skrzata, potrzebowałem czegoś
mocniejszego.
____
Wszystko się wali, wiecie? :)
Rozdział jest!
OdpowiedzUsuńA wraz z nim kolejna katastrofa.
W zasadzie wcale im się nie dziwię ,że pokłócili się o temat ciąży. No ale jak potem przywalili z grubej rury no to BOOM !!
Wali się ,wali.
U mnie. też więc walmy razem.
Layls.
dramione-teatr-uczuc.blogspot.com
Ja już nie daję rady...
UsuńAcodin, alkohol, całe gówno się za mną ciągnie...
No cóż, mają takie charaktery, że różnice zdań są nieuniknione. Rozdział fantastyczny.
OdpowiedzUsuńCo do Twoich problemów.. Pamiętaj, że po każdej burzy wychodzi słońce.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.cok
To raczej nie burza - to mgła. 50% czasu spędzam ostatnio na haju, nie mam innego skutecznego sposobu na ucieczkę.
UsuńWolisz uciekać? Wolisz być tchórzem? Wolałbym umrzeć, niż uciekać od problemów i być tchórzliwą imitacją samego siebie. Nie istnieją problemy, a jeśli sądzisz, że istnieją, to nie wiesz czym są problemy. Tak jest zawsze. Nie ważne, czy rzuci się chłopak, czy umrą ci rodzice. Zawsze twoje problemy są niczym, jeśli tylko będziesz chcieć, by takie były.
UsuńTo mnie miało ocucić, ale jakoś wątpię, że znalazłeś się kiedyś w mojej sytuacji. Musiałam w jednym momencie wyprowadzić się się z siostrą do babci - 140 km od mojego poprzedniego miejsca zamieszkania, rzucić szkołę wojskową, którą tak chciałam ukończyć, bo nie mam pieniędzy na internat. Mało tego, w mojej miejscowości nie ma klubu strzeleckiego, więc muszę dojeżdżać raz w tygodniu, żeby chociaż tego nie zawalić.
UsuńNie chcę Ci niczego udowadniać, żalić się, ale nie uważam, tak jak Ty, że to nie są problemy.
Praktycznie nikomu się nie pokazuję, siedzę w pokoju i nigdy nie biorę, nie piję, nie palę z nikim dla lansu.
To są według ciebie problemy? Takie rzeczy zdarzają się w życiu każdemu. Wiesz co zrobiłby ktoś chory na raka, gdybyś mu powiedziała o tych "problemach"? Wyśmiałby cię. Nie masz żadnych problemów, jeśli nie chcesz ich mieć. A ty najwyraźniej chcesz. Zachowujesz się jak niedojrzały dzieciak, którego ktoś wyciągnął z wygodnej piaskownicy. Życie jest trudne, ale wyjątkowo piękne, jeśli umiesz samemu radzić sobie z własnymi problemami. Nie mam zamiaru cię obrazić. Po prostu piszę ci, że sprawiasz wrażenie nie mającej pojęcia o życiu dziewczynki. Bądź dorosła i przestań ćpać jak debil. Nie wiem w ogóle jakim usprawiedliwieniem jest to, że nie ćpasz, nie pijesz, ani nie palisz dla lansu. Robienie tych rzeczy jest szczytem debilizmu i niedojrzałości. Zrozum, że nie masz problemów. Jeśli chcesz się użalać, to użalaj się nad innymi, a nie nad sobą. Nie rób z siebie idioty i zacznij w końcu być odważna. Nie ma w tym świecie miejsca dla słabych, wiec zacznij być silna. To nie jest trudne, jeśli chcesz.
UsuńKłótnia była nieunikniona :D
OdpowiedzUsuńRozdział super!
Czekam na kolejny!
Wspaniały!
OdpowiedzUsuńOni zawsze muszą się kłócić :)
Kiedy nowy rozdział?
Fenomenalny !
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ;)
Super, że wróciłaś z nowym rozdziałem ;)
OdpowiedzUsuńNo tak , w końcu musiało dojść do kłótni. Ciekawe jak to teraz rozwiążą i jak będą się do siebie odnosić...
Fajna ale i smutna historia z tym ogrodem...
Pozdrawiam
Charakterki to mają!
OdpowiedzUsuń:D
Czekam na więcej.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Trafiłam na twojego bloga zupełnie przypadkiem i muszę Ci powiedzieć, że bardzo mi się spodobał. Uwielbiam dramione <3 dlatego częściej będę wpadać i komentować.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili, jeśli będziesz mieć ochotę to zapraszam do mnie:
http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com
Mam nadzieję, że się spodoba.
Cieplutko pozdrawiam i życzę weny w dalszym pisaniu :)
~ Rose ~
Ja pierdzielee, jakim cudem nie widziałam tego posta wcześniej O.o? No nie ogarniam po prostu...
OdpowiedzUsuńNiedługo nn!
OdpowiedzUsuń