sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 1

Od dobrej godziny zszywałam otwartą ranę na ramieniu jakiegoś mężczyzny. Byłam już taka wykończona. Nie spałam od jakiś trzech dni, a nawet nie mogłam usiąść i chwilę odpocząć. Oczy same mi się zamykały.
Sięgnęłam po prowizoryczne nożyce, leżące na stole. Wyposażenie punktu medycznego, w którym przyszło mi pracować, nie było odpowiednio przygotowane  do zabiegów, dlatego częste zakażenia i infekcje były na porządku dziennym. Często po prostu brakowało wody, by umyć przyrządy. Nagle chwycone przeze mnie narzędzie rozpadło się na pół, przy czym jedna część głęboko wbiła się w wewnętrzną stronę mojej dłoni.
 
Kolejne skaleczenie, nic specjalnego. Codziennie zdarzały mi się tego typu, mało przyjemne incydenty. Poczułam jak stróżka krwi spływa po mojej dłoni. Nie miałam czasu zakładać sobie opatrunków, a już tym bardziej je zmieniać. Od dwóch tygodni chodziłam w tym samym bandażu na ręce i nie był to rekord. Poczułam wielki ból, ale to nie była pora na użalanie się nad sobą. Oprócz mnie, w punkcie nie było nikogo, kto mógłby pomóc reszcie pacjentów. Oczywiście, Luna Lovegood oraz Neville Longbottom także pełnili rolę sanitariuszy, lecz każde z nich miało przydzieloną rolę.

Luna pomagała osobom z zaburzeniami, trwałymi uszkodzeniami w psychice oraz mniej poważnymi chorobami. Neville zaś tworzył dla nich lekarstwa- zielarstwo nigdy nie było mu obce. Nawet gotowanie eliksirów przychodziło mu coraz łatwiej. Najgorsza rola przypadła mi- do mnie trafiały najpoważniejsze przypadki oraz czarodzieje wymagający natychmiastowej pomocy. Już nie raz widziałam czyjąś śmierć w męczarniach. Tak wiele chciałabym zrobić, a tak mało mogę na to poradzić!

-Już gotowe?- z rozmyśleń wyrwał mnie zniecierpliwiony  głos pacjenta.
-Tak, tak. Już skończone. Proszę się stawić  za jakiś czas na zdjęcie szwów.- odpowiedziałam szybko i z  przyzwyczajenia wytarłam rękę w jakąś ścierkę. To był błąd. Od razu pieczenie w dłoni nasiliło się.
Mężczyzna wyszedł, a ku mojemu zdziwieniu nikt nie pojawił się po nim w gabinecie. Wyjrzałam zza zasłony, oddzielającej pomieszczenie z korytarzem. Dostrzegłam spore zbiorowisko wokół Neville’a. No tak, przecież każdy z tłumu potrzebował eliksiru lub odpowiednich ziół na swoje choroby.
Kątem oka dostrzegłam zbliżającą się do mnie Ginny.
-Miona, połóż się, ja cię zastąpię.- zachęciła mnie Ruda, klepiąc lekko po plecach.
-Nie, Gin. A jeśli przyślą jakiś ciężki przypadek? Ty przecież…- przyjaciółka nie dała mi dokończyć zdania.
-To wtedy cię zawołam.-uspokoiła mnie- O nic się nie martw.
Wtedy przypomniałam sobie, że przecież dziewczyna ma swoje obowiązki. Musiała się bowiem zajmować dziećmi do jedenastego roku życia, których rodzice nie żyli lub zostali wzięci do niewoli.
-A co z dziećmi? Przecież nie możesz ich tak zostawić. Kto się nimi zajmie?
Zrobiła naburmuszoną minę.
-Nie jestem jeszcze taka głupia, jak ci się zdaje. Dzieci śpią, a w tym czasie spogląda na nie Ron. – poinformowała mnie, po czym dodała- Właśnie! No bo, w sumie, to mogłabyś tam zajść po drodze…- przerwała na chwilę, czekając na moją reakcję.
-Ginny, dobrze wiesz, że staram się go unikać. – próbowałam się tłumaczyć, by uniknąć konfrontacji z moim byłym. Nie mogłam się przyzwyczaić do faktu, że się rozstaliśmy. Każde wspomnienie wywoływało we mnie falę cierpień. Wiedziałam jednak, że przyjaciółka stara się nas pogodzić. Nie miałam jej tego za złe. Zawsze  chciała dla mnie jak najlepiej, chociaż stojąc pomiędzy mną a własnym bratem, musiała się czuć co najmniej niekomfortowo.
-Wiem, ale po prostu wolałabym, żebyś co pewien czas tam zajrzała. Poniekąd, tobie ufam bardziej niż jemu!- zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam. Tak łatwo było mi się rozluźnić w jej towarzystwie.
-No dobrze- wypuściłam powietrze z płuc i obdarzając Gin uśmiechem, udałam się w stronę tak zwanej świetlicy.  Dosłownie powłóczyłam nogami po ziemi. Po minucie dotarłam do celu.  Robię to tylko dla Rudej!- pomyślałam i wkroczyłam do pomieszczenia.

Ron siedział na drewnianym krześle, ze znudzeniem obserwując śpiące dzieciaki. Stanęłam w pewnej odległości od niego. Dopiero po chwili zauważył moją obecność. Zaszczycił mnie jednym spojrzeniem, pełnym obrzydzenia i nienawiści. Nie było w nich ani odrobiny tęsknoty, jak w moich.
-Ronaldzie- zaczęłam.

                   ***

-Zajmij się tym!- usłyszałem głos z tyłu. No tak. Zabić to zabiją, ale sprzątanie zostawią młodym.
-Locomotor zwłoki- mruknąłem, wskazując na leżącego, martwego czarodzieja różdżką. Przesuwałem nią tak długo, aż jego ciało znalazło się za oknem. Zdałem sobie sprawę, że przenoszę właśnie zmarłego Finnigana.  

Tego typu zadania stały się dla mnie niemalże rutyną, ale nadal nie byłem w stanie patrzeć na śmierć niedawnych znajomych. Nigdy nie pozbędę się z głowy krzyku Abbott podczas tortur, lub chociażby tego nienawistnego spojrzenia, w oczach umierającego Finch-Fletchley’a.  Zginęli, bo nie wydali tajemnicy. Zginęli, bo woleli śmierć od zdrady.

Ale mi nie wolno o tym myśleć. Jestem śmierciożercą, bezlitosnym potworem z nieczułym sercem. Nie powinienem myśleć o ofiarach. Dlaczego nie potrafię odstawić sentymentów na bok?!
Z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę.

To ja bardziej zasługiwałem na śmierć! To mnie powinno się torturować, ranić, prześladować, za to, co zrobiłem! Dlaczego, do diabła, ten przeklęty Voldemort trzymał wszystkich pod kloszem?!
-Co ty wyprawiasz? Nie mamy czasu.- mruknął nerwowo mój towarzysz. Nim się spostrzegłem, pozbyliśmy się wszystkich dowodów zbrodni z Sali.

Przemierzaliśmy korytarz w milczeniu. Nie musieliśmy się do siebie odzywać, każdy z nas znał swoje miejsce i wiedział, co ma robić.  Rzadko kiedy rozmawiałem z kimkolwiek, a jeśli już, to tylko po wypiciu dużej ilości Ognistej Whisky.  Nagle Blaise przerwał ciszę między nami.
-Bierzesz udział w jutrzejszej akcji? – zapytał. Widocznie bardzo potrzebował konwersacji, skoro postanowił ją tak rozpocząć. Nigdy go nie interesowało, jakie misje dostaję. Ja również nie wypytywałem go o szczegóły. Od czasów skończenia Hogwartu, nasze relacje znacznie się ochłodziły. Mimo, że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, to służba Czarnemu Panu nauczyła nas, by nikogo nie darzyć zaufaniem.
-Coś jest planowane na jutro?- zdziwiłem się. Nie miałem zielonego pojęcia, że zorganizowany jest kolejny atak.
-Ktoś wytropił duże skupisko szlam i zdrajców krwi.- splunął na podłogę. Samo słowo ,,szlama” wywoływało w Śmierciożercach obrzydzenie. – Możesz się przydać.
-A do czego mam być tam niby potrzebny? Zwykłe szlamy nie wymagają chyba specjalnej eskapady.-zakpiłem.
Zabini spojrzał na mnie uważnie.
-Bierzemy niewolników.- odparł. Spojrzałem na niego zdziwiony. Tylko kilka razy zdarzyło się nam brać niewolników, ale oni ginęli już po kilku dniach od porwania.  Zrozumiał moje zdziwienie, po czym wytłumaczył- Nie, nie zakładników. Niewolników. Dobrze wiesz, że potrzebujemy pilnie medyków, najlepiej uzdrowicieli, więc przydałby się ktoś do przetransportowania ich.

Rzeczywiście, w gronie zwolenników Voldemorta nie było nikogo wykształconego na uzdrowiciela. Oczywiście, każdy potrafił sam zrobić sobie opatrunek, jednak do poważniejszych spraw, jak zakażenia czy urazy magizoologiczne potrzebowaliśmy prawdziwego medyka.
-A Miriam Strout? Przecież zniewoliliście ją trzy miesiące temu. – przypomniałem sobie.
-Nie żyje.- odparł Blaise bez emocji.
-Kto?- nie musiałem kończyć. Mój rozmówca dobrze wiedział, o co mi chodzi. To było logiczne, że kobieta zginęła w przypływie gniewu jednego z Śmierciożerców.
-Bellatrix, a któżby inny?- zaśmiał się. Do prawdy, nie wiem, co on w tym widział zabawnego.
Postanowiłem wrócić do tematu akcji.
-Skąd macie pewność, że znajdują się tam uzdrowiciele?- zapytałem podejrzliwie.
-Nott przejął ostatnio małą dostawę bandaży, a ponadto Lestrange zmusiła Strout, by jej powiedziała o ewentualnych medykach. Okazało się, że szkoliła trzy osoby na swoich następców. Z tego co wiem, potrzebne nam tylko dwie.
-Wiadomo,  kogo szukać?- to było najważniejsze pytanie. Trzeba było wiedzieć, w kogo niechcący nie trafić Avadą.
-Nie zdradziła nazwisk, honorowa - powiedział z kpiną- Ale podobno ostatni rocznik przedwojennego Hogwartu.- spojrzał na mnie z grymasem uśmiechu na twarzy. No tak, ja i Zabini również należeliśmy do ostatnich absolwentów szkoły (gdy nie była jeszcze uczelnią czarno magiczną). Wiadomo już było, że znowu będziemy mieli do czynienia z dawnymi znajomymi.
-No to zapowiada się ciekawie. – rzuciłem mu na odchodne., po czym teleportowałem się do Malfoy Manor. Mimo tego, że Czarny Pan proponował osobom z bliższych kręgów zakwaterowanie, ja wolałem znajdować się jak najdalej od niego. Zresztą, pokoje, w których mielibyśmy zamieszkać, były małe i wyposażone jedynie w najpotrzebniejsze meble, a ja przywykłem do bardziej przestronnych pomieszczeń i wysokich standardów.

Gdy znalazłem się już w rodzinnej posiadłości, zaskoczył mnie bardzo nietypowy widok w salonie. Mój ojciec siedział na brzegu łóżka chorej matki. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom! Przecież nie interesował go jej los, nie był dla niej oparciem, nigdy jej nie kochał. A teraz mierzył jej gorączkę. To było do niego niepodobne.

Gdy zauważył mnie stojącego w progu, delikatnie wstał z jej posłania i spojrzał na mnie. Jego spojrzenie, mimo wszystko, nadal było zimne jak lód i nie wyrażało żadnych emocji. Wyszliśmy na korytarz.
-Draconie- zwrócił się do mnie- Z twoją matką jest coraz gorzej. Sądzę, że do końca tygodnia…- nie dokończył. Mimo swego lodowatego serca, wiedział, że darzę matkę pewnym, obcym jemu uczuciem. Od niedawna miał do mnie coraz większy szacunek, kiedy to w walce uratowałem go od śmierci, zabijając celującego w jego plecy czarodzieja.
-Wiem, ojcze. – odpowiedziałem mu. Wizja umierającej matki, jedynej osoby, która szczerze mnie pokochała, prześladowała mnie już od czasu, kiedy wskutek zbyt długiego przebywania pod zaklęciem Cruciatusa, ledwo uszła z życiem.- Jutro akcja. Przywieziemy nowych uzdrowicieli.
-Synu, chodzi mi o to, że twoja matka nie ma już sił. Próbowaliśmy na niej wszystkich eliksirów, bez skutku. Uważasz, że ktokolwiek jest w stanie to zmienić?- zapytał.
Nie znałem odpowiedzi, ale wiedziałem jedno. Zrobię wszystko, by moja rodzicielka przeżyła.
Wszystko. 




__________

Jest pierwszy rozdział! Na razie nie nawiązuję do relacji Draco i Hermiony, nie chcę pospieszać całego opowiadania. Sądzę, że jest w miarę długi :) Tak mniej więcej będzie się przedstawiać narracja. Nie mam zielonego pojęcia, kiedy kolejny rozdział, gdyż mam w poniedziałek urodziny ( :D ) i będę świętować. Prawdopodobnie pojawi się przed końcem tygodnia. 
Bardzo dziękuję za opinię i dobrą radę użytkownikom: Nathalie, Gnome (przepraszam za przecinki!) , Invisible i wallybe. Postaram się zmienić tło na jednokolorowe lub coś mniej męczącego oczy. 

Serdecznie zachęcam do czytania! 
Pozdrawiam!

Nadya 

13 komentarzy:

  1. Naprawdę kocham Harry'ego Pottera, mogłabym czytać i oglądać go bez przerwy, a mimo to nigdy nie przekonałam się do FanFiction i żadnego tak naprawdę nie śledziłam. Zobaczymy jak będzie tym razem.
    Na razie podoba mi się. Jest fajne wprowadzenie do świata, przedstawienie sytuacji bohaterów i otaczającej ich nowej rzeczywistości. Akcja nie gna i nic nie dzieję się za szybko, to bardzo dobrze.
    Czekam na następny rozdział i z okazji zbliżających się urodzin- wszystkiego najlepszego! :)
    Pozdrawiam i życzę weny!
    hellxo.blogspot.com- jeśli chcesz zajrzyj do mnie. Co prawda zupełnie inna tematyka, ale być może przypadnie Ci do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie zajrzę, lubię poznawać nowe tematy ;) I dziękuję!

      Usuń
  2. Mi się podoba rozdział! 8D
    Nie ma to jak szybkie i konkretne komentarze, ale, że one nie są w moim stylu, to zapraszam na ciąg dalszy!
    Akcji właściwie jeszcze nie ma, ale na początku to normalne, lepsze to, niż jak komuś po pięciu rozdziałach brakuje pomysłu, bo wszystko już wykorzystał. Podoba mi się jak opowiadasz. Racja, nie ma co się śpieszyć - wiadomo, że Draco i Hermiona się spotkają, bo pewnie to ją i Ginny porwą. Takie moje przemyślenia. Chyba, że masz taki plan, że my, czytelnicy, mamy myśleć, że to ją porwą i dalej będzie wielka miłość, a tu się okaże, że Hermiona będzie sobie nadal wolna. Byłabyś geniuszem zua wtedy ty, a nie ja i wyjebali by mnie ze Slytherinu na Pottermore [btw, masz może konto? (:], bo jak to tak u nich być i złym nie być, no jak ;__________;
    Hah, chyba jakiś dziwny ten komentarz. A co mi tam. Takie życie.
    STOOOO LAAAAAT NIEEECH ŻYJEEE, ŻYYYYJE NAAAAM!
    Hepi berzdej!
    Co radziłabym ogarnąć to spacje, bo nie oddzielasz w niektórych miejscach pauz od słów. Znaczy się - sporo tych miejsc. Więc postaraj się to pozmieniać.
    Ach, i dziękuję za zmianę szablonu - I mean, teraz się da czytać. Myślę, że nie tylko mi on przeszkadzał w rozróżnieniu liter, a jak jeszcze ja nie założę okularów, a nawet jak je założę, to i tak mam za słabe, to naprawdę oczy się męczą.
    Poprzednie zdanie chyba nie jest jakieś zbyt ociekające sensem. [napisałam "seksem" i musiałam zmieniać, loool XDD]
    Oejku, ale mam dobry humor dziś, ja nie mogę, koniec świata.
    Dobra, nie zamęczam Cię dłużej. Sto lat, pozdrawiam, życzę weny, baj! (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wyjebaliby*
      Wiem, że to żaden błąd, ale wolę popoprawiać, bo zaraz się ktoś znajdzie "nie umiesz pisać, won do gimbazy, żal pe el".
      Pozdrawiam! (:

      Usuń
    2. Dzięki za życzenia! :D A spacje ogarnę, po prostu w niektórych miejscach się tak jakoś... ;)Postaram się zadziwić, obiecuję!

      Usuń
  3. Uwielbiam Harrego Pottera więc nic dziwnego, że to opowiadanie naprawdę mi się spodobało :) Piszesz świetnie, nie robisz błędów. Płynnie przechodzisz od jednego wątku do drugiego, co sprawia, że chce się więcej i więcej. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że Ron mógłby z obrzydzeniem spojrzeć na Hermionę, ale chyba będę się musiała przyzwyczaić :) Bardzo dobrze, że akcja rozwija się powoli, przynajmniej każdy wie o co chodzi i nikt się nie pogubi w natłoku spraw, nazw i akcji :) Pierwsze rozdziały powinny być takie wprowadzające ( przynajmniej dla mnie)
    Pozdrawiam i życzę dalszej weny :)
    wojna-elfow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ostatnio ,,odkryłam" Twój blog i muszę powiedzieć, że jest obłędny! :) Przeczytałam w jeden dzień od początku wszystkie rozdziały i nie mogłam się dosłownie oderwać! I dziękuję za słowa uznania :D

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham! czytałam wiele blogów o Dramionie i ten jest najlepszy!

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham! czytałam wiele blogów o Dramionie i ten jest najlepszy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo podoba mi się twój blog :D Jest po prostu cudowny. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie tak samo świetny i wciągający jak ten.
    Przepraszam za spam, ale jeśli miałabyś ochotę to zapraszam do mnie:
    http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com
    Gorąco pozdrawiam
    ~ Rose ~

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie takiego Dramione szukałam, sama zastanawiałam się nad napisaniem podobnego (mam na myśli,że akcja działa by się w czasie trwania wojny). Wiążę z tym opowiadaniem duże nadzieje. Masz całkiem fajny styl. Znając mnie ekspresowo przeczytam całość:)

    OdpowiedzUsuń
  9. super ale od tła oczy bolą

    OdpowiedzUsuń