-Ronaldzie- zaczęłam. Sama nie wiem, o czym właściwie
chciałam z nim porozmawiać.
-Czego?- warknął, przenosząc spojrzenie na dzieciaki- Jestem
zajęty, jakbyś nie zauważyła.
Nagle w gardle stanęła mi wielka gula. Byłam jednocześnie
zła i wdzięczna Ginny. Zła za to, że wykorzystała mój brak umiejętności
odmawiania jej, a wdzięczna za to, że poniekąd zmusiła mnie do rozmowy ze swoim
bratem. Już od dawna to planowałam.
-Ron, ja chciałabym…-
nie dał mi skończyć.
-Nie pozwalaj sobie. ,,Ron” tylko dla przyjaciół.-
powiedział cicho, dając mi do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziana. Ale
ja nie miałam najmniejszego zamiaru wycofać się po raz kolejny.
-Chciałabym z tobą porozmawiać.- wyznałam, czekając na jego
reakcję.
Uśmiechnął się tylko pogardliwie pod nosem.
-O czym?- zapytał z udawaną ciekawością.
-O tym. O tym, że to nie moja wina. Nie możemy się wiecznie
kłócić i spierać! Nie chciałam, żeby ono…-
pewne słowo nadal sprawiało mi w jego obecności trudność.
-Zmarło?- wysyczał, odwracając głowę w moją stronę. Teraz na
jego twarzy widniała czysta wściekłość. - Nie twoja wina? A czyja?! Moja?!-
coraz bardziej podnosił głos.- To przez ciebie! Już za kilka tygodni mógłbym
zostać ojcem!- wykrzyczał, wstając z miejsca.
-Przecież tego nie chciałam! Nie straciłam dziecka
specjalnie!- odpowiedziałam na jego zarzuty płaczliwym głosem.
-Nie?!- powiedział przez zaciśnięte zęby- Nie trzeba było
ratować każdego kto popadnie!
-Sam kazałeś mnie przydzielić do punktu medycznego i nigdy
nie pozwoliłeś stamtąd odchodzić! – wykrzyczałam. Przypomniały mi się dni,
kiedy mój narzeczony specjalnie zaklinał wyjście, by było dostępne tylko dla
potrzebujących, a ja spędzałam w zimnym, obskurnym pomieszczeniu kilka dni z
rzędu- To ty przyczyniłeś się do śmierci naszego dziecka! Myślisz, że
dwadzieścia godzin pracy dziennie było dla mnie przyjemnością?
Między nami nastała cisza, lecz po chwili Weasley
,,wybuchł”.
-Mam tego dosyć! Zmarnowałem na ciebie już stanowczo za dużo
czasu w moim życiu! Wynoś się!
Do oczu cisnęły mi się łzy.
-Więc po co w ogóle ze mną byłeś, skoro ze mnie taka
maszkara? – zakpiłam. Spojrzał na mnie z tryumfującym uśmiechem.
-Myślisz, że się nudziłem, gdy ty całymi dniami zajmowałaś
się chorymi? A kto miał się zająć mną?- szepnął mi cicho do ucha- Na szczęście
Romilda ma czym pocieszać, oj ma.
Już nie mogłam wytrzymać. Ręce aż mnie świerzbiły.
Zamachnęłam się i uderzyłam swojego byłego z całej siły w twarz.
-Ty podła świnio! Podczas gdy ja byłam w ciąży, ty
zabawiałeś się z jakąś wywłoką! Nienawidzę cię! Jak mogłeś mi to zrobić?- łzy
przesłoniły mi oczy, nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Przed oczami stanął mi obraz tej całej Vane z moim, a
właściwie już nie moim, Ronem.
-Ty głupia szlamo! Jeszcze pożałujesz tych słów!- to były
ostatnie słowa, które zarejestrował mój słuch. Potem poczułam silne uderzenie w
twarz, a następnie serię ciosów w brzuch.
To już nie był mój Ron. Nie ten, który przynosił mi
czekoladki z amortencją dla zabawy, chociaż wiedział, że wyczuję miksturę. Nie
ten, który mnie łaskotał, gdy się z nim nie zgadzałam. To był zupełnie inny
mężczyzna. Bezuczuciowy potwór pogrążony w wojnie. Nie miałam szans go
odzyskać.
***
-Malfoy, wiesz co masz robić? To ważne, skup się.- powtarzał
po raz setny Zabini.
-Wiem. My bierzemy uzdrowicieli, reszta unieszkodliwia
szlamy.- powtórzyłem powoli. Wszystko było tak zaplanowane, że nie było szans
na niepowodzenie tej misji.
-No, to chyba możemy ruszać.- powiedział, wypuszczając
powietrze z świstem.
Zastanawiałem się nad tym, jak poznam owych medyków. Co
prawda, powiedziano mi, że osoby, których szukamy, będą się znajdowały w
tamtejszym szpitalu, jednak nadal nie mogłem znieść tej niepewności. A co jeśli
niechcący zabiję któregoś z poszukiwanych? Postanowiłem więc, że na tej akcji
nie rzucę ani jednego zaklęcia Avady. Wolałem nie ryzykować. Przecież dotyczyło
to także mojej matki.
Wieczorem mała grupa Śmierciożerców teleportowała się do
siedziby ukrywających się czarodziei.
Bariera otaczająca ich schronienie była zbyt słaba, by nas zatrzymać. Ja
i Zabini natychmiast zajęliśmy się poszukiwaniem punktu szpitalnego. Wszyscy,
którzy chcieli nas atakować, od razu padali na ziemię, torturowani bolesnymi
zaklęciami lub petryfikowani. Po jakiś trzech minutach i unieszkodliwieniu
około trzydziestu osób, dostrzegliśmy białe drzwi z napisem: ,,Punkt medyczny”.
Bez zastanowienia wtargnęliśmy do środka. Naszym oczom
ukazała się zdziwiona Ginny Weasley. Jej rudych włosów nie można było pomylić z
żadnymi innymi. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się akurat tej
dziewczyny. Blaise podszedł do niej i
zapytał głosem bez emocji:
-Idziesz z nami po dobroci, czy użyć siły?
Przerażenie w oczach Weasley’ówny było nie do opisania.
-C…co? Gdzie chcecie mnie zabrać? Po co?- szeptała ze
strachem, cofając się.
Puściliśmy jej pytanie mimo uszu.
-Gdzie reszta uzdrowicieli?- teraz to ja zabrałem głos, a
ona wydała się być jeszcze bardziej spanikowana.
-Mów!- popędził ją Zabini, grożąc różdżką.
-Nic wam nie powiem!- krzyknęła.
W tym samym momencie do pomieszczenia wpadła zdyszana,
zakrwawiona kobieta.
-Ginny, uciekaj! Śmierciożercy…- przerwała, gdy dostrzegła
Zabiniego celującego w rudzielca . Nie miałem pojęcia, kim mogła być ta postać.
Kojarzyłem ją, ale nie wiedziałem skąd.
Stanęła jak wryta. Ja i mój towarzysz nie mieliśmy zamiaru
dłużej czekać.
-Ty też jesteś medykiem?- zapytał czarnoskóry. Kobieta
spojrzała na niego, a potem na mnie. Skądś znałem te czekoladowe oczy. Mniejsza
z tym! Nagle jakby zrozumiała, co się wokół niej dzieje.
-Ja tak, ale ona nie- powiedziała cicho, wskazując na
Ginevrę- zostawcie ją.
-Ona kłamie! Chce mnie obronić!- wykrzyknęła córka
Weasley’ów.
-Nie mamy tyle czasu! Szybciej!- wrzasnąłem, by przerwać to
przedstawienie.
-Ginny, błagam. Zrób to dla mnie.- szepnęła kobieta.
-Hermiona!- zapłakała ruda Weasley’ówna.
Hermiona? Hermiona Granger? Niemożliwe, to na pewno nie jest
ona. Co jak co, ale szkolnego wroga bym rozpoznał.
-Na nic im się nie przydasz, zabiją cię. Proszę cię, ja nie
mam tu po co zostawać. - tłumaczyła pospiesznie Hermiona, a potem wskazała na
swoją twarz- Widzisz to? To się będzie powtarzać. Błagam Cię, zostań tutaj,
pomagaj im, ja już nic nie stracę.
-Rozumiem, że ty nie jesteś nam potrzebna. Uciekaj, zanim
rzucę na ciebie Cruciatusa. Znaj moją dobroć. – zwrócił się czarnoskóry do
Ginny, po czym wypchnął ją za drzwi.
Następnie szybkim ruchem przycisnął
kobietę do ściany i zapytał przez zaciśnięte zęby:
-Gdzie reszta uzdrowicieli? Radzę ci mówić, bo moja
cierpliwość się kończy.
-Nie ma nikogo, prócz mnie.- stwierdziła hardo.
Blaise mocniej zacisnął dłonie na jej ramionach.
-Nie kłam, szlamo. Dobrze wiemy, że jest trzech
uzdrowicieli. Pytam po raz ostatni. Gdzie oni są?!- warknął, jednak nie
przestraszyło to jej.
-Nie żyją- powiedziała cicho, patrząc mu prosto w oczy.
Blaise mając już dosyć, wykrzyknął:
-Crucio!
Hermiona padła na podłogę, wydzierając się w niebogłosy. Po
jakiejś minucie złapałem swego towarzysza za rękę i przerwałem męki kobiety.
Nie mogłem mu pozwolić jej torturować, była nam potrzebna.
-Mieliśmy ją dostarczyć żywą, Zabini. Opamiętaj się.-
powiedziałem z nutą dezaprobaty w głosie. Spojrzał na mnie spode łba.
-Masz dzisiaj szczęście, szlamo.- oznajmił Blaise, po czym
splunął w jej stronę.
-Idziemy!- rozkazałem, a mój przyjaciel (jeśli w ogóle można
tak nazwać któregoś z Śmierciożerców) wyczarował niewidzialne kajdany na jej
nadgarstkach. Nie miała szans na ucieczkę, gdyż w przypadku Śmierciożerców, tylko
ten, kto założył magiczne kajdany, mógł je potem zdjąć.
-Malfoy, ty ją weź- zabrał głos ciemnoskóry, pchając kobietę w moją stronę- Jeśli zacznie
mi się wyrywać, to nie ręczę za siebie i ją zabiję.
Złapałem ją za ramię i pociągnąłem w stronę wyjścia. Na
zewnątrz panował wielki rozgardiasz. Co chwila widziałem czarodziei padających
jak muchy.
-Nie! – moich uszu doszedł jej wrzask. Odwróciłem się i zobaczyłem, że patrzy w stronę Crabbe’a. A
właściwie to w stronę jego ofiary - bruneta
leżącego kilka metrów dalej. Poczułem,
że zaczyna mi się wyrywać, więc złapałem ją za ramiona, pchając do przodu. Po
chwili teleportowaliśmy się już do siedziby Czarnego Pana.
Postanowiłem uświadomić Hermionie, co właściwie się z nią
stanie. Poprowadziłem ją do małej,
jeszcze niezagospodarowanej komnaty. Ledwo stała na nogach, musiałem ją
przytrzymywać. Potrząsnąłem nią solidnie.
-Halo! Za chwilę zobaczysz się z samym Czarnym Panem,
rozumiesz? Porwaliśmy cię, gdyż potrzebujemy pilnie uzdrowicieli. Radzę ci się jakoś zachowywać, bo on jest
zdolny za najmniejszą obrazę karać serią bolesnych zaklęć! Słyszysz mnie?-
upewniłem się. Nie wiedziałem nawet, czy ona kontaktuje.
-Nic mu nie powiem, zabijcie mnie.- powiedziała słabym
głosem.
-Nie musisz mu nic mówić, przynajmniej na razie.-
stwierdziłem cicho- Masz tylko obiecać posłuszeństwo.- widziałem, że znowu chce
coś dodać, więc zagroziłem- Jeśli tego nie zrobisz, zmusi cię do tego. Śmierć
przyjaciół, tortury. Chyba tego nie chcesz?
Pokręciła przecząco głową. Wbiła wzrok w posadzkę.
Wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Dopiero teraz dostrzegłem, że prawie całe
ciało ma pokryte siniakami lub poranione. Jej usta były sine. Po chwili
podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Jej czekoladowe tęczówki były
przepełnione smutkiem i bólem.
-Czy pojmaliście kogoś jeszcze?- zapytała cicho.
-Tak. Twojego przyjaciela z punktu medycznego- rzekłem,
przypatrując się jej. Blaise na moim miejscu zapewne wybuchłby śmiechem,
ciesząc się nieszczęściem szlamy.
-Gdzie on jest? Gdzie jest Neville?- patrzyła na mnie z
takim żalem, że aż sam zacząłem zastanawiać się nad swoim postępowaniem. Niech
to szlag!
-Prawdopodobnie tam, gdzie zaraz i ty się znajdziesz. Koniec
pytań. Ruszajmy.- poinformowałem ją i wyszliśmy z pomieszczenia, kierując się w
stronę Sali Zebrań.
_____
Hej! Nie wiem, co sądzić o tym rozdziale. Sami oceńcie.
Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale jak mówiłam, była u mnie kuzynka i jej pobyt niestety nieznośnie
się przedłużył. Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze, uwagi, opinie. Jak już
mówiłam, bardzo mi pomagają! Dziękuję też za podawanie linków własnych blogów,
gdyż ostatnio cierpię na niedobór materiałów do czytania i chętnie poczytam
nowe J
Nowy rozdział powinien pojawić się gdzieś najpóźniej do piątku.
Pozdrawiam i zachęcam do czytania!
Lydia.
Pomysł z porwaniem uzdrowicieli - bardzo dobry i sensowny. Mam nadzieję, że nie chodzi tu o to, że Hermiona zostanie teraz niewolnica Malfoy'a - znaczy, nie że mam cos przeciwko, tylko to było by nieco schematyczne :) Co do reszty to trochę ta relacja z Ronem dziwna, jakby była silniejsza psychicznie od niego - a w koncu to kobieta... Ogólnie wrażenia na plus! Życzę Ci dużo weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW kolejnych rozdziałach wyjaśnię sytuację z Ronem. A Hermiona nie zostanie niewolnicą Malfoya'a , nie chcę kopiować Twojego opowiadania ;) To będzie raczej... coż, nie jestem w stanie tego nazwać, nie chcę zdradzać, co się stanie w przyszłym rozdziale :D I dziękuję!
Usuńszkoda moim zdaniem fajnie by było gdyby była jego niewolnicom
UsuńCzesc!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie okej rozdzial. Jedyne zastrzezenie jakie mam to te odstepy, spacje - gdzies tam zrobilas dwie pod rzad i miedzy pauzami a slowami nie robisz. Ale to mozna poprawic (: Moglabys tez pisac troche dluzsze te rozdzialy, ale takie tez sa okej. Zachowanie Rona bardzo mnie zdziwilo, bo zawsze go uwazalam za taka sierote, wiesz, osobe, ktora jest jakas taka... wiesz, nie taka jak u Ciebie. Moze go zaczarowali czy co :o Troche sie gubilam w tym dialogu miedzy Hermiona i Ginny, gdy juz tam przyszli je porwac, ale to bardzo mozliwe, ze przez moje zmeczenie - wiesz, 110 stopni Fahrenheita odczuwalne, czyli jakos 43 stopni Celsjusza, nie robi dobrze czlowiekowi ._. No, wiec, ja czekam na kolejny rozdzial, pozdrawiam i w ogole C:
PS - Przepraszam za brak polskich znakow, ale jestem w USA i korzystam z laptopa, ktory nie ma polskiej klawiatury. (:
Postaram się ogarnąć te spacje :) Wiem, wiem, że mogłyby być dłuższe. W sumie, to nawet był nieco dłuższy, ale potem za bardzo się rozpisałam i musiałam jakoś skrócić, więc zakończyłam w takim momencie ;) Sytuacja z Ronem się wyjaśni w kolejnych rozdziałach.
UsuńDzięki za rady i w ogóle :D
PS - Jak świetnie masz, że jesteś w USA! Zazdroszczę c:
W życiu nie spodziewałabym się, że Ron nazwie Hermionę szlamą, a co dopiero ją uderzy! Zszokowałaś tym mnie trochę, ale skoro taki jest twój pomysł będę musiała się naprawdę przyzwyczaić :) Fajny pomysł z tym porwaniem uzdrowicieli, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://wojna-elfow.blogspot.com/
http://magia-przepowiedni.blogspot.com/
Relację Miony i Rona wyjaśnię w kolejnych rozdziałach :) Postanowiłam odbiec od schematu i nie kopiować pomysłów innych blogerek, dlatego trochę powymyślałam, by mój blog różnił się od reszty :)
UsuńDziękuję za opinię. :)
PS - Ja też nie mogę się doczekać 15 rozdziału na Twoim blogu! :)
Kiedy Ronald uderzył Hermionę, myślałam, że zakrztuszę się kanapką. JAK ON MÓGŁ?! :o Zaszokowało mnie to totalnie.
OdpowiedzUsuńPóźniej się zdziwiłam, że Draco nie poznaje Hermiony. To znaczy, myślałam, że w twojej wizji, on jej naprawdę NIE ZNA. No ale skoro zna i nie poznaje-ok, rozumiem. Draco zawsze był nie do końca przekonany do bycia TYM ZŁYM i nawet trochę mi go szkoda. Hermiony też.
Rozdział ogólnie dobry, podoba mi się. Szkoda tylko, że taki krótki :<
Czekam na następny i pozdrawiam! :))
Kolejny będzie dłuższy ;) Postanowiłam odbiec od schematu, by nie kopiować pomysłów innych blogerek.
UsuńDziękuję za opinię! :)
Pozdrawiam! :)
Fajne ;) Sama może założę podobnego bloga, na razie szukam inspiracji :) Zgadzam się z poprzednikami.
OdpowiedzUsuńDzięki ;) Polecam blogi Venetii Noks, ja też się nimi inspirowałam :)
UsuńOjojojoj co ten Ron robi?!
OdpowiedzUsuńWchodząc na tego bloga spodziewałam się jakiegoś przeciętnego opowiadania o zabawie w czary, a tu proszę... wciągnęło mnie! Ulubieni bohaterowie tym razem w innych odsłonach. Ciekawie, ciekawie.. !
Dzięki ;) Masz rację, nie chciałam prowadzić kolejnego bloga o czasach szkolnych, bo to jest szczerze mówiąć bez sensu, gdyż istnieje już 72837382 takich blogów ;) I Cieszę się, że się podoba :D
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńJa tu sobie wchodzę, żeby przeczytać Twoje opowiadanie. Zaczynam czytać z myślą, że to będzie opowiadanie podobne do filmu. A tu proszę szok. Jak Ronald się zachował?! Zaciekawiłaś mnie, będę tu zaglądać. Dużo, dużo weny życzę. Zapraszam do mnie na następny rozdział, mam nadzieje, że skomentujesz http://szkolamagow.blogspot.com/
Hej! ;)
UsuńDzięki, ja także zaglądam na Twojego! Cieszę się, że komuś się podoba :)
Ogólnie moim zdaniem rozdział warty uwagi.
OdpowiedzUsuńSporo się w nim dzieje.
Szczególnie szkoda mi Hermiony.
W ogóle nie pochwalam zachowania Rona, który nie wiele brakowało, a mógłby ją skrzywdzić.
Miała szczęście, ale zamiast tego wpakowała się w poważniejsze kłopoty znajdując w rękach Czarnego Pana.
Można powiedzieć śmiało, że spadła z deszczu pod rynnę.
Analizując Twój styl podoba mi się.
Piszesz lekko i przyjemnie.
Widać wyraźnie, że pracujesz nad szczegółami, ale wciąż jest trochę mało.
Poświęcaj się trochę więcej opisom, uczuć bohaterów i wydarzeń.
Bardzo często zwracam na to uwagę, gdyż dialogi są potrzebne, ale nie one tworzą opowiadanie.
Co do wyglądu podoba mi sie nagłówek.
Bardzo ładnie dopracowany.
Zmieniłabym jedynie tekst... w sensie aby czcionka w każdym rozdziale była taka sama.
Podobnie jak oprawa i tło.
Wówczas blog lepiej jeszcze, by się prezentował.
pozdrawiam serdecznie.
[http://pokochac-lotra.blogspot.com]
Dziękuję za opinię! Tak, wiem, prolog był napisany inną czcionką, ale już teraz staram się wszystkie posty pisać taką samą. A ogółem blog jest jeszcze budowie, czekam na szablon. I dziękuję za komplement dot. nagłówka (sama robiłam ohohoho :3 )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nadya.
O rany, to jest niesamowite! W końcu coś nowego, zupełnie innego! Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, powodzenia! :)
OdpowiedzUsuń[lovevsus.blogspot.com]
Dzięki wielkie! :) Cieszę się, że się podoba!
Usuńkiedyś trafiłam na Twojego bloga i zdołałam przeczytać tylko pierwszy rozdział i prolog. szukałam go ze 3 miesiące! bo akurat jak go zaczęłam komputer mi padł i wszystko potraciłam. Dziś go znazłam dzięki polecalni dhl i całe szczęscie! ;) bo w końcu coś oryginalnego. początek zapowiada się świetnie mam nadzieje, że dalej też tak jest ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń